Już 2 tygodnie od naszego pobytu tam, nadrabiam zaległości. Niedzielna trasa zapowiadała się na papierze dobrze. Wg moich danych, powinniśmy dotrzeć do najbardziej malowniczych miejsc Moraw. Jak było? lepiej niż się spodziewałem. Już na początku trasy, pierwszy hit - odcinek między Stavěšice a Šardice. Absolutny hit. Wjeżdża się na małe wzgórze. Na początku jesteśmy sami otoczeni krzewami winogron. Co za widok. W połowie drogi jest coś w rodzaju punktu widokowego. Jest tam dwóch Polaków, para z właściwym na to miejsce sprzętem fotograficznym. Wielkie teleobiektyw, to rzecz tutaj niezbędna, by odnaleźć właściwe kadry, resztę naturalnie "wyciąć". Towarzysza nam dwie drogi rowerowe, które koniecznie warto zanotować - Mutenicka i trasa 412. Obie szlagierowe i ponadprzeciętne. Genialne wręcz, prowadzące przez najpiękniejsze zakamarki Moraw. Jest gorąco, jedziemy wolno, raz bo po wczorajszej trasie, dwa - co chwila są achy i ochy i robię zdjęcia. Mam na sobie swój teleobiektyw, który daje radę, jak i na Safari, tak i na Morawach. Ale jadąc w Morawy bez teleobiektywu - nie ma sensu. Mało tego, jadąc na Morawy tylko na piesze spacery - nie warto. Rowerem szybciej się przemieszczamy i widzimy więcej. Drugi hit, wioska Nový Poddvorov i wieża widokowa. Jest czynna cały rok. Ale widoki... musze dodać, że jesteśmy w najsłabszej porze roku, nie ma dobrej widoczności. Warto tu przyjechać wiosną, i tak chcemy zrobić. Miedzy Prušánky a Moravský Žižkov mamy przymusową przerwę. Winne dożynki, czyli uroczysty pochód, podczas którego pracownicy winnic cieszą się swoimi zbiorami. Stoję na poboczu, chłopak podbiega do mnie z butelką wina, chce mi nalać. Odmawiam. Wszyscy się bawią. Co za klimat! W okolicznych wioskach, gdzie są winnice, czynne są punkty gastronomiczne, ludzie siedzą na ulicach, delektują się winem. I choć nie poję alkoholu, podoba mi się ten ich sposób spędzania czasu. Ostatnim hitem na naszej drodze rowerowej sa okolice wzgórza Zimarky. Widok - można powiedzieć już nudny - ale jakże piękny, winorośla, słoneczniki, pola... ludzie spacerują, delektują się widokiem. Bez dwóch zdań - najlepsza trasa rowerowa ever. W końcu dotarliśmy do sedna Moraw. Odkryliśmy je naprawdę. I wiemy gdzie będziemy wracać. Ta wiosna będzie intensywna, bo Kaczawa żółknieje i pięknieje (choć uważam, że w Marcu jest najpiękniejsza), Morawy zapewne są cudne, a przecież Fatra też kwitnie.
Niespodzianka czekała na nas w Bukovicach. Przyjeżdżamy do naszej Penzion. Na dole jest restauracja, jest 19.30, więc mamy jeszcze 30 minut, by coś zjeść. W teorii. Pani za ladą mówi - że kuchnia już nie działa. No wiecie co? Dla gości, którzy tu nocują? Ugotowaliby jakiś makaron, czy coś w ten deseń. Nic, zostawiamy rowery w pokoju, lecimy na miasto. Wchodzimy do burgerowni, już się oblizuję stojąc w kolejce, gdy kucharz woła, że już nie gotują... Kolejna - i ostatnia - restauracja - nie gotują. Mamy 19.45. Pani mówi - idziemy do Lidla kupić coś do jedzenia. Ostatni kwadrans otwartego sklepu. Kupujemy po jogurcie, bułki i to jest nasz niedzielny obiad po najlepszej trasie rowerowej. Co za super dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz