Wstajemy skoro świt, pakujemy rowery i jedziemy na Morawy. Autostrada A1. Inny świat tak blisko domu. Już na autostradzie widać różnicę w kulturze jazdy, na korzyść Czechów rzecz jasna. A1 jest na tyle dogodną drogą, że nie mam się co obawiać korków wracając w Święto 15.08. A4, Zakopianka... oczywiście. A1 - nigdy. W naszym pensjonacie wpuszczają dopiero w południe, no więc wpadliśmy na pomysł, aby jedną dłuższą trasę podzielić na dwa odcinki. No więc jedziemy za wioskę Nížkovice, mały parking w środku lasu i kręcimy. Już wiem, że w okolicach Kyjova są najlepsze widoki. A to mój podstawowy cel na ten pobyt. Na początek las, z którego wjeżdżamy na pola. I zaczyna się... w oczy biją dwie rzeczy - jak zawsze infrastruktura dróg rowerowych w Czechach - drogi są ponumerowane, jak te dla samochodów i nawet w szczerym polu doświadczysz kierunkowskazu dla rowerzystów gdzie jechać, ile kilometrów jest do najbliższej wioski. Druga kwestia - widoki. Pofałdowane pola. O tej porze roku jest marnie, bo jest lekka para na polach i są one przeorane. Ale następnym razem będziemy tutaj w maju. Jest parno, nawet bardzo. Siadamy na ławeczce pod krzyżem. Zajadamy, co tam mamy. Idzie jakiś chłopak, głośno i z daleka nas pozdrawia. A my jego. Fajne są te Czechy. Po blisko 2 godzinach jedziemy do auta, a następnie do naszego Penzion. Tam odświeżenie i ruszamy na drugą trasę rowerową. Tym razem autem podjeżdżamy do Ždánic. Obok centrum natrafiamy na ciekawostki - obserwatorium, a przed wioską Bukovany - Alej českých panovníků, po naszemu byłoby to ""poczet królów czeskich". Fajny pomysł, aby wzdłuż alei zrobić pomniki czeskich królów. Co prawda nie wszyscy jeszcze doczekali się swojego pomnika, ale robota jest w toku. Jest tam i Bolesław Chrobry. Stamtąd tez widzimy jak budowa gazociągu przecina morawskie pola. Będzie mi to psuło kadry w tych dniach. Jedziemy wzdłuż słonecznikowych pól, tylko droga przecina morze tych kwiatów. Nie da się przejechać obojętnie. Minimalistyczne widoki będą nam towarzyszyć każdego dnia. Już dziś posmakowaliśmy morawskiego piękna i aż dziw bierze, że jeszcze regularnie tu nie przyjeżdżamy co wiosnę lub jesień - bo, zdaniem fachowców od tych terenów, to najlepsze momenty na zdjęcia. Na piesze wycieczki nie warto przyjeżdżać, gdyż rozległość tych terenów powoduje, że dużo się idzie i wciąż ma się ten sam widok. Jeśli już - bez rowerów - to więcej short walków z podjazdem samochodem.
Pora na obiad. Już autem z rowerami na dachu podjechaliśmy do mojego ulubionego - na razie - miejsca na Morawach, czyli do Slavkova pod Brnem. Obiad - wyborny, żeberka. Później spacer od pałac i do ogrodów. Na koniec kościół Zmartwychwstania Chrystusa obok pałacu. W oczy rzuca mi się niezwykle realistyczna rzeźba Jezusa wiszącego na krzyżu. Patrzę mu w oczy i szepczę do Pani - a co by się stało, jakby teraz poruszał oczyma?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz