Dzień zaczynamy od ciekawej historii - celowo nie piszę, że od przykrej, lecz właśnie ciekawej. Po śniadaniu idę pakować rowery na auto, a za wycieraczką jakiś papierek. Patrzę, wygląda jak mandat, bo coś o policji jest. Parkuję na miejskim parkingu przy Penzion. Jakiś napis na znaku jest, aha, coś nie tak stoimy. Idę do właścicielki Penzion. Mówi mi, że stoję na miejscu przeznaczonym dla Urzędu Miasta. Mandat wystawili jakieś 2 godziny temu. Dzwoni więc na podany numer. Rozmawia dobry kwadrans, na tyle ile zrozumiałem - tłumaczy policjantowi, że przyjechałem o północy, nie było gdzie stanąć i właśnie wyjeżdżam. Patrzę na nią jak zmienia się jej mimika twarzy, po czym pokazuje mi kciuk do góry. Kończy rozmowę, targa mandat i mówi "it`s solved". Grunt, to optymizm. Jedziemy przed siebie, wg ustalonego planu. Przez morawskie wioski do Jednovice, tam jest jezioro Olšovec. Wsiadamy na rowery i robimy rundkę dookoła jeziora. Czuję zmęczenie tymi mikrowczasami, jest upalnie każdego dnia. Zapuszczamy się nieco dalej, aż do wioski Bukovinka. Dziś w Czechach dzień roboczy. Muszę skorzystać z uprzejmości lokalnego Urzędu Miasta, no zdarza się. Po powrocie do auta jedziemy do zamku Plumlov. Nigdy pod nim nie byłem, a z daleka robi wrażenie jako najchudszy zamek, jaki widziałem. Sama wioska nie oferuje dla nas nic ciekawego. No i na koniec, wiadomo Prostejov i browar na rynku, obowiązkowa pozycja, kiedy jestem w tych rejonach.
Tak minęły nam 3 dni na Morawach. Bez wątpienia Morawy odkryte na nowo, miejsce, do którego wracać trzeba. Tydzień później weekend spędzamy w domu, z moimi Rodzicami, pada deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz