Pojechaliśmy na Słowację dzień wcześniej, w piątek. Trasa dłużyła się niesamowicie, przez 3 drobne remonty na 11-tce. Po drodze przerwa w Billi w Cadcy. Cadca i Zilina, dwa najbrzydsze miasta na Słowacji. Och... Po drodze słuchamy wywiadu z Mannem, jak zawsze dobrze się słucha. Docieramy do naszego lokalu z pokojem. Cienkie ściany. Ekipa obok imprezuje, biorę pół pigułki szczęścia i zasypiam. Rano upał. Szybkie śniadanie i podjeżdżamy w stronę góry. Tak wybrałem miejsce, że asfaltem jeszcze szliśmy 3km, a można było dalej. No nic. Pogoda jest, ludzi brak, idzie się cudownie. Żółty szlak wiedzie starym bukowym lasem. Przyznaję, że obawiam się miśków tutaj. Co prawda nic się nie przydarzyło, jednak mam czujność. Piękny kawałek. Na przełęczy siadamy, krótka przerwa przy krzyżu. Nagle pojawiają się ludzie, idą z 3 stron, tylko nie z naszej. Pojawiają się i znikają. Przed nami stromy kawałek przez Ostrą Skałę. Na tym wierzchołku, jak nazwa wskazuje, jest genialne miejsce widokowe. Nieco zbaczamy ze szlaku, aby tam przycupnąć. Dziś nigdzie się nie spieszy. Warto. Pogoda wyborna i widoki cudne. Na Klak idzie także inny szlak, z Fačkovské sedlo. Miejsce to jest bliskie mi bardzo. Przed laty co roku jeździłem z Rodzicami na Węgry. W to samo miejsce, nad Balaton. Do Zamardi. Jeździliśmy autem, w czasach kiedy nie było komórek, internetu i to miejsce było naszym przystankiem. Jednoczenie zapamiętałem, że po tym miejscu jadąc dalej na południe zmieniał się klimat na cieplejszy i teren się wyrównywał. Wówczas nie byłem miłośnikiem gór i nie miałem pojęcia co mnie otacza. Po prostu "nasza polanka". Opowiadam Pani moje wspomnienia z tamtych lat, bo jest co. Na Ostrej Skale mamy przerwę, po czym idziemy i to stromo. W lesie roztacza się niezwykły widok i zapach niedźwiedziego czosnku. Fantastycznie. Na szczycie Klaka sporo osób, jakieś 20-30. Zdecydowana większość z "polanki", wybiera łatwiejszą ścieżkę. Rozbijamy nasz obóz i laba. Tylko szczekające psy zagłuszają ciszę. Patrzę na południe, wypatruję Balatonu, widzę go oczami wyobraźni gdzieś tam za wygasającymi pagórkami. Fajnie by było tam pojechać... ale Pani, zresztą mądrze, torpeduje takie pomysły, by akurat teraz Węgrom dawać zarobić. Zasady to zasady, ma rację. Zejście mamy tę samą drogą. Więcej czasu na zdjęcia lasu. Na koniec w upale jeszcze ten asfalt. Świetna trasa, niemal cały czas pod górę, jednak nie czujemy zmęczenia, myślę, że forma jest. Gdzie zjemy? Coś się dzieje się we wiosce, Rajecka Lesna, tam mieszkamy. Sporo osób, jedna z trzech uliczek zablokowana. Znajdujemy kolibkę w bocznej uliczce, tam rzecz jasna - kofolka i haluski. Do wioski przybywają pielgrzymi, na wzgórze do kapliczki oraz do Bazyliki Mniejszej, która znajduje się w tej wiosce. Po powrocie do pokoju padamy ze zmęczenia. Noc też nie jest spokojna, dzieje się za ścianą, ale cóż, znowu pół pigułki mnie usypia.





















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz