długi majowy weekend w pełni. Obolali okropnie po wczorajszym marszu. W niedzielę coś krótkiego a więc zamek, a raczej ruiny, które widzimy od zawsze, przez rzecz Wag jadąc serpentynami do Martin. Parkujemy przy cmentarzu w Strecno. Człapiemy. Pierwsze co rzuca się w oczy, to wiadomo ruiny zamku w Strecnie, dużo większe niż te, do których dziś zmierzamy. Druga rzecz, której nie da się pominąć i nie usłyszeć - to hałas. Hałas z drogi - jedynej na południe w tej okolicy i z torów. Pociągi, szczególnie towarowe, jadą raz po raz. "Szczęśliwcy", którzy mają swoje dacze rozpalają grille, rozciągają się na słońcu, a tu kilkudziesięcioletni skrzypiący pociąg. Jeden przejechał na południe, za chwilę inny w przeciwną stronę. Nie odpoczywam tutaj. Sama trasa na ruiny jest dość krótka i prosta. Spodziewałem się tłumów, bo to niedziela, trochę ludzi było. Alergia wciąż męczy, co powoduje, że nie mam pełnej przyjemności z marszu. Odczekowane, jest, byłem. Jak tu wracać? Pomysł jest, by zjeść w Cieszynie. Podjechaliśmy pod zamek i jeszcze szybciej stamtąd uciekliśmy. W końcu długi weekend a na Głębokiej tysiące ludzi. Wpadłem na pomysł, że zimą pojedziemy do Czeskiego Cieszyna do Billi na zakupy. Tak tak, znowu do Czechów na zakupy, bo mają rzeczy, których nie dostanę w Polsce. Na koniec obiad w nowoodkrytej knajpce w Żorach. Wciska w fotel, co za miejsce. Już czekam na zimowe audioprzewodniki w tamtych rejonach.
Plan na kolejne 2 dni jest taki - poniedziałek regeneracja, wtorek dłuższy rower, i tak wyszło. Relacja niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz