to niemal klasyk, by wsiąść do pociągu z rowerami, pojechac do Żywca lub dalej i gnać na północ, robiąc przy tym 100km lub więcej. W niedzielę 9.05 tak zrobiliśmy. Dojeżdżając pociągiem do Żywca widzimy deszcz, ogormne kałuże, a w nich krople. Oj oj, co tu robić? Pani mówi - nie jedźmy do Wieprza, jak oryginalnie planowaliśmy, wysiądźmy w Żywcu. Tak zrobiliśmy. Dworzec w Żywcu... tyle lat mnie tu nie było, a tyle wspomnień z dzieciństwa, tak wiele weekendów z bliskim mi kuzynem. Ale my nie po chałpach, tylko rowerem przed siebie. Mimo deszczu. Jedziemy do Parku, tutaj małe zoo. Nieśmiale ludzie wychodzą z parasolami. Ładne miejsce w tym mieście. Rynek też odżył. Jedna knajpka poleca piwo, rzekomo polecane przez lekarzy. Ciekawe. Później tylko gorzej. Marnieje reszta Żywca. Jaki popyt, taka podaż. Wiele sklepów pustych, brudno, brzydko... ale im bliżej Bielska, tym ładniej, znowu. Jedziemy po raz pierwszy nową trasą. Z Żywca jedziemy wschodnią częścią Żwieckiej, przez Łodygowice. Tutaj trzeba się powspinać. Pogoda się robi, co dobrze wróży na dalszą część drogi. Nie myślałem wtedy, że cały dzień będę kręcił. Spotykamy się z Rodzicami, którzy wtedy czas spędzali w Wilkowicach. Później Bielsko, obok stadionu Podbeskidzia. Lody obok Ratusza, nie ma czasu na Akwarium. Jedziemy do Komorowic. I tutaj zaczyna się bajka. Od Komorowic do Bierunia - wioski, malownicze magórki i niemal cały czas jakaś forma drogi rowerowej. Czysto, schludnie, spokojnie i melancholijnie. Nie wiem jak to opiać inaczej. Widzę w kadrach minimalizm, którego szukam. Który kontrastuje z chaosem w Żywcu. Nic tylko kupować działki i się budować. W głowie mi utkwiły Nowe Bojszowy. Skryta w otulinie lasu wioska. Obiad jemy w Bieruniu. Oczywiście, że mam upatrzoną knajpkę na liście. Wchodzę, pytam przemiłego kelnera, jego koleżanka nawet pobiegła do kuchni zapytać, czy znajdzie się dla nas obiad. Kelner mówi - mamy 7 komunii, będzie ciężko. I faktycznie, bez szans na obiad. Za to na rynku jemy całkiem dobre burgery. Fajny ten Bieruń. Później warte odnotowania lasy Murckowskie za Ledzinami. Zachodzące słońce dodaje im tylko uroku. Jeszcze stamtąd zostało nam nieco kręcenia. Równe 100km w tym dniu. Co za etap, piękne miejsca! Tak jak ten "klasyk" po Górnym Śląsku, tak i ta trasa - warta powtarzania co rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz