jakby nie było, to wielki nasz powrót do Istebnej. Lata temu tam byliśmy. Z tym beskidzkim miasteczkiem łączy mnie sporo. Jak byłem mały co roku jeździłem z Rodzicami w Boże Ciało na mszę i procesję. Czemu akurat tam? tak sobie wybrali, wymyślili i się przyjęło. Trasę wymyśliliśmy kilka tygodni temu, jak nie udało się pojechać na Kaczawę. No i w końcu ją zrealizowaliśmy. Miniona sobota. Kapitalny parking pod kościołem na głównym skrzyżowaniu Istebnej. Automatycznie idziemy w jego stronę, mijamy starą karczmę, gdzie kiedyś jadłem obiad. Sentyment tak mnie zawołał, że zdecydowaliśmy, że tu właśnie dziś zjemy obiad. Za kościołem zaczyna się obszar, którego kompletnie nie znam. Na mapie widnieje to jako osada (?) Gazurowie itd. Idziemy wzdłuż domów i osad, gdzie życie toczy się swoim tokiem. Ulica Kameralna istotnie jest kameralna i aż prosi się przyjechać tu rowerem. Najciekawszy kawałek górski jest za wioską Dupny, zielony szlak, lekko w górę lasem. Lasem niezniszczonym wycinką czy kornikiem. Im bliżej Stożka, tym więcej ludzi. Jednak nie Stożek jest naszym celem, a pobyt na łonie przyrody. Dochodzimy do górki Krkavice - nie znam polskiej nazwy - i wracamy. Rodzice właśnie wracają z wydłużonych Świąt w Świeradowie. Schodzimy czerwonym w stronę Kubalonki mijając zbyt dużą dla mnie liczbę turystów. Góry jak to w Beskidzie, zaskoczenia nie ma. Osady Wyciszne Pole i Olecki podobnie jak wcześniej zdają się być odseparowane od świata i dobrze im to wychodzi. Pogoda dopisuje, a my dziś zrobimy ponad 20km, co dobrze nam zrobi na kondycję. Miłym zaskoczeniem jest ścieżka przyrodnicza Olza. Na niebieskim szlaku. nie widziałem żadnego znaku, nic na mapie też nie ma, a krótka trasa wiedzie wzdłuż rzeki o tej samej nazwie. Ukryta jest za stadionem. Warto. Obiad "u Ujca", jak za dawnych czasów. Wracając nie da się nie zatrzymać w Bielsku, lody i Akwarium.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz