sobota 26.03
piękna pogoda za oknem, pełne słońce, na to czekałem. Mamy wielki głód, by poznać Wleń, miasteczko w Dolinie Bobru. Przechodziliśmy w okolicy jakieś 2 razy, jesienią wracaliśmy tędy z Izerów, a wciąż nie znamy dobrze tych miejsc. Podjeżdżamy z rana do wioski Czernica. I się zaczyna... magia Kaczawy. Pola niczym pustynia - fakt, sucho jak pieprz, bo dawno nie padało. Rozległe tereny, na których jeszcze nic nie wyrosło, gdzieniegdzie na polu - niczym oaza - wyrasta kupka drzew. Idziemy chwilę z Rodzicami, a później każdy swoim tempem. My podążamy do Tarczyna. Bezsprzecznie dla mnie najładniejszego miejsca na Kaczawie. Kilka domów, 2 ulice, ale jaki urok... Trzeba tego doświadczyć. Widać zaśnieżone Karkonosze. Z Tarczyna żółtym szlakiem schodzimy do Wlenia do downtown. Ładny czysty rynek i - proszę bardzo - kawiarnia! Rokuje dobrze. "Barista" wie, skąd ma kawę. Z Peru. Siadamy. Smakuje 5/10, ale sam fakt bycia tutaj jest świetny. Następnie idziemy pod zamek. Na zboczy rośnie czosnek niedźwiedzi i czuć ten niesamowity zapach. Wokół zamku kręci się więcej osób. Za zamkiem biegnie droga, na mapie nazwana jest "Pętla Lwowiecka" jako droga rowerowa. Genialna sprawa i takie same widoki. Już jest na liście. Dodam, że cały czas poruszamy się w obszarze Parku Krajobrazowego Doliny Bobru. Przechodzimy przez stare zabudowania Nielestna, miasta, jakby o nim świat zapomniał, a po nim wchodzimy na pola. Znowu "pustynia". Pogoda się zmienia. Wieje mocniejszy, zimny wiatr. W nogach mamy prawie 20km. Przed końcem wycieczki bawię się jeszcze makro. Szukam optymalnego ustawienia mojego zestawu w nowym body. Przekonuję się, że aby mieć dobrej jakości zdjęcia bez obiektywu makro się raczej nie obędzie. Dzień minął bardzo szybko, wrażeń moc. Wleń wywarł na mnie super dobre wrażenie, wrócić to mało. Z rowerami koniecznie. Wieczorem ponownie - karty, muzyka, golf. Po czym nastała głęboka, cicha i ciemna kaczawska noc.



















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz