Wracamy na Kaczawę, jak co roku. Po 2 tygodniach, ponownie jedziemy. Tym razem jest inaczej. Weekend spędzimy z moimi Rodzicami. A w zasadzie oni już tam są. Pojechali z samego rana, a my po pracy. Klasycznie - po 14 skaczę z radości przed wyjazdem na Kaczawę, uber, Pani wychodzi z pracy, jedziemy. Dzień jest nieco dłuższy, korków na autostradzie nie ma na naszym pasie, za to wypadek śmiertelny za Wrocławiem w przeciwną stronę, koszmarny widok - jakby było mało takich w ostatnich dniach. Dziś nie idziemy na Gozdno (tak naprawdę górka z wieżą nie nazywa się Gozdno, a Zawodnia, jednak tak się utarło), lecz robimy krótki spacer nieco dalej obok Świerzawy. Później wczekowanie, spacer z Rodzicami po wsi. Zachód słońca w tych rejonach przy bezchmurnym niebie jest cudowny. Idziemy na kawę w Pałacu Lubiechowa, tam rozgadujemy się z właścicielem pałacu, oprowadza nas po pokojach. Wieczorem karty, muzyka i kaczawski reset.











Brak komentarzy:
Prześlij komentarz