niedziela, 27.02. Trzeba było wyłączyć wszystko i wyjść z domu. Myśli uciekały na onety i Ukrainę. Ileż można? przytłacza. Pojechaliśmy ponownie szlakiem audioprzewodników. Zacżeliśmy od Żor, mało znałem to miasto, choć miałem tu pierwszą rozmowę kwalifikacyjną. Jak dobrze, że mnie nie wzięli. Spokojne ładne miasto, bardzo ciekawy cmentarz. Później Radlin, miasteczko górnicze. Nie wiedziałem, że takie istnieje. Po zmroku bym się nie zapuszczał w familoki. Na koniec Rybnik. Nie ma fengshui, za to jest zamek - nie wiedziałem, jest ładna poczta i przyjemny rynek. Jest też bazylika, nie wiedziałem. Gdzie zjemy obiad? Ha!Pani nie chciała do hinduskiej, więc znaleźliśmy coś na rynku. Tak spędziliśmy niedzielę. Pani po L4, dochodzi do siebie, zatem Kaczawa i góry poczekają.
.
Ciężko pisać wiedząc co za miedzą. Ale trzeba się otrząsnąć i iść dalej do przodu. Piątek, czyli wczoraj był dniem oczyszczenia. Pod każdym względem, duchowym, dietetycznym, mentalnym. Z bólem głowy i kompletnym zmęczeniem fizycznym i psychicznym dotrwałem do końca dnia pracy. Nie ma już twardzieli, wszyscy mocni, twardzi, pewni siebie zamienili się w kłębki nerwów. Straszny widok. Ja się wciąż mentalnie trzymam. Skąd tu brać energię i nadzieję? No właśnie. Po pracy już tylko oczyszczanie duchowe. Położyłem się spać wycieńczony i głodny. Nastał ranek... Nowy dzień, inne życie. W kuchni powiedziałem Pani - ale mi się chce uczyć! Moc we mnie wstąpiła, czuję się oczyszczony. Nie jedziemy w góry, nie czuję się jeszcze na siłach (tych fizycznych).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz