sobota, 5.03. Jestem wydrenowany, zmęczony fizycznie, psychicznie. Wojna się rozpętała. W ogóle - co to w ogóle za zdanie? w życiu bym nie przypuszczał, że takie rzeczy będę pisał. Piątek 4.03 był niesamowicie ciężki, ale dziś stwierdzam - że był piękny i potrzebny. W sobotę po przebudzeniu zastanawiam się co mi zrobi lepiej, chodzie po czarno-białych górach, czy więcej kolorów, światła, ludzi. Jestem w słabej kondycji, więc wybieram objazd wsi. I dobrze zrobiłem. Zaczynamy od Dębowca, maleńkiej wioski z solanką, Cieszyn na wyciągnięcie ręki, śnieg leży tu i ówdzie. Znamy tę wioskę z widzenia, po przejeżdżaliśmy ją na rowerach. Idziemy w stronę pałacu, który jest na sprzedaż. Okolica nieciekawa. Na głównym skrzyżowaniu wioski jest kawiarnia! co za miejsce. Mam wielką potrzebę dawania dobra, zatem zostawiamy parę groszy w owej kawiarni, siadamy, popijamy tę "kawę", tablet, patrzymy na mapę - miejsce kolejnej ekspedycji. Wierzę w lepszą normalną przyszłość. Z Dębowca jedziemy do wioski obok - Simoradz, jest tam ciekawy kościół, ale także okolica jest ciekawa, pagórki idealne na wymagający rower. Dalej - Kaplicówka. Miejsce, gdzie był Papież. Tutaj odczuwam pozytywną zmianę, zaczynam dostrzegać, że wczorajsze poświęcenia miały głęboki sens. Ładny widok na Skoczów, który jest kolejnym naszym celem. Skoczów nigdy nie był dla mnie jakimś super miejscem, ale odkąd poznałem jego historię - jawi mi się w zupełnie innych barwach. Historie Żydów, Gustaw Morcinek, historia rynku... fajne miejsce. Aaaa no i te sklepiki. Na rynku jest taki sklep, jakie znam sprzed wielu laty, kiedy nie było jeszcze obi. Śrubki, motki, gwoździe... mimo, że do majsterkowania mi daleko, to lubię takie klimaty. Wchodzę tam, bo na wystawie dostrzegam dratwę, którą potrzebuję. Jedziemy dalej - Górki Wielkie, pałac Zofii Kossak. Byłem tam wiele lat temu, teraz pustka, cisza, obiekt zamknięty. Na koniec objazdu - Brenna. Hohoho a tam to nie byłem wieki. Trochę ludzi się kręci, jest szaro buro i ponuro. Słuchamy audioprzewodnika idąc wzdłuż Brennicy. Ciekawa restauracja - Kozia Zagroda, trafiła na moja poczekalnię. Obiad jemy w Jastrzębiu, w Boryni, upatrzone to miałem od dawna.
.
Nie był to łatwy weekend, nie są łatwe obecne dni. Ratując innych muszę myśleć o sobie, by mi energii nie zabrakło. Mniej czytać, mniej oglądać, ale działać i pomagać, czy tak się da? Jakoś trzeba. Co za czasy. Pandemii już nie ma. Jakiej pandemii?
W niedzielę jechaliśmy do Kafo, spojrzałem na pobliską aptekę, do której poszliśmy w najtrudniejszym momencie pandemii. Spojrzałem i powiedziałem - "jak bym chciał, by tamten czas wrócił". Straszne, ale prawdziwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz