Zeszłego wieczora wymarzliśmy w kościele, jak zawsze. Później Salonik Prasowy i nowość, pałac w Lubiechowej. Planowałem tam nocleg, ale nie zdradzę swojego lokum, więc poszliśmy na "kawę" i pozwiedzać. Obsługa bardzo miła, wpuściła nas zaraz na salony. Ładne miejsce. Wieczór to lektura i golf, a jakże.
Niedziela! i wcale nie trzeba dziś wyjeżdżać. Co za uczucie. Namiastka emerytury. Dziś długa trasa, ponad 20km. Jest wietrznie i słonecznie. Punktem kulminacyjnym będzie na koniec dnia Czartowska Skała. Byliśmy tam 4 lata temu, gdy pojechaliśmy na Kaczawę z moim Rodzicami. Ruszamy z wioski Pomocne, idziemy asfaltową drogą, zaś na plecach rozciąga się widok Karkonoszy pokrytych śniegiem. Piękny widok. Za chwilę nad naszymi głowami startuje samolot, bo przecież obok jest malutkie lotnisko. Przez kolejne godziny niewiele się działo. Idziemy lasem, który jest jeszcze surowy i bez przylaszczek. Ciekawiej się robi w okolicach wzniesienia Górzec, idziemy schodami, tam faktycznie dostrzegamy pierwszą przylaszczkę w tym roku - choć w moim ogródku już kwitną w pełni. Droga na ów wzgórze to droga krzyżowa z kapliczką na szczycie. Ładne, ciekawe miejsce, które równie dobrze może być ciekawym celem niedzielnego spaceru (czytaj - krótszego). W Myślinowie byliśmy już zmęczeni, było około 15-tej, słońce już niżej, rozłożyliśmy się na trawie, by nieco odpocząć. Długi dzień, długa droga, jakże potrzebne, by oczyścić umysł i nie zaglądać na newsy. Jak tylko dostrzegliśmy Czartowską Skałę, skróciliśmy sobie trasę idąc po polu. Na szczycie - podobnie jak na wieży w Gozdno - wieje niesamowicie. Szybkie zdjęcia, rzut oka na okolice, jakże piękną i schodzimy za skałę. Widać już wioskę, z której startowaliśmy. Nie była to jakaś przecudowna trasa, zapewne jak lasy się zazielenią, jest zupełnie inaczej. Jednak cudowne jest to, że spędzamy drugi pełny dzień na Kaczawie nie myśląc o pracy, Ukrainie i innych rzeczach. Reset.
Jutro doświadczymy jak to jest w tygodniu na Kaczawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz