już 2 tygodnie minęły od tamtego wyjścia, zaś drugi weekend spędzę w domu bez wyjazdu. No tak bywa, raz pogoda, drugi raz - też pogoda. Ale.... po każdej burzy wraca słońce. Spaliśmy w Bielsku, przy rynku, to już pisałem. Noc była ciężka, bo nie wziąłem pigułki na spanie, a lokal na dole serwował alkohol dość długo. Ostatecznie wstaliśmy około 6, pozbieraliśmy i pojechaliśmy na śniadanie. Pierwsze śniadanie w życiu w McDonalds. Jeszcze wszędzie pusto, a Bielsko o tej porze wygląda zjawiskowo. Szczególnie, gdy słońce przedziera się przez chmury, a promienie rozświetlają ściany bielskich kamienic. W barze było pusto, dostałem karteczkę z numerem 1, po chwili zamówienie dostarczono na stół. Szału nie ma, lecz zjadłem ze smakiem. Niecałą godzinę później byliśmy już na parkingu w Kolonii, wypełnionym do połowy. Auto pokazuje -8. Da się żyć. Wciąż żywo mam w pamięci -28, kilka lat temu. Co to był za dzień. Dziś idziemy podobna trasą, przez Śrubitę na Przegibek. Śniegu mało, nie muszę się martwic o to, czy szlak jest przetarty. W dolinie dochodzącej do czerwonego szlaku jest zimno, a jak zawieje - jeszcze bardziej. Znamy tu każdy kawałek, jedyne co nas może zaskoczyć - i to niestety się dzieje - to postępująca wycinka lasu dookoła. Sporo drzew też jest powalonych przez wiatr. Mimo pięknej pogody mało ludzi idzie ku nam. Może ferii jeszcze nie ma? Standardowo na Przełęczy Pod Banią (1030 m) rozpościera się widok na południe - Tatry i Fatra. Drzewa są coraz wyższe i za kilka lat przysłonią całkowicie widok. Z drugiej strony góry - widok na Wielką Raczę i Bendoszkę smuci, łyse polany już przy lekkim śniegu biją po oczach. Ale ten stan minie, tam już rosną małe drzewa, których jeszcze nie widać. Na Przełęczy Przegibek jak zawsze malowniczo i chce się robić zdjęcia. Poszło nam wyjątkowo szybko. Im dłużej tu chodzimy, trasa robi się coraz krótsza. Stok nieprzygotowany do zjazdów. Schronisko? cos tam się znowu buduje, jednak z uwagi na wirusa - nie wchodzimy do środka. Ba, nawet nie mamy potrzeby się zbliżać do budynku. Przy stoku skręcamy w lewo, by zejść do auta.
.
Długie dni pracy rozładowują moje baterie. Mamy weekend, świąteczny zresztą, czas je naładować. Jednak to, co dzieje się dookoła i bliżej i dalej nie napawa entuzjazmem. Staram się myśleć o pozytywach, chociażby o najbliższych wyjazdach. Bo jak dobrze pójdzie, to już za mniej niż miesiąc będę na Kaczawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz