Sobota, 8. stycznia. Czas świątecznego spowolnienia powoli dobiega końca. W niedziele będą powroty, a ja nie lubię tracić czasu w korkach. Nieco śniegu, zapowiadali słońce - jedziemy na Rycerzową. Klasyka! Soblówka, 9-ta rano, parking przy kościółku umiarkowanie pełny. Śniegu mało, ale mroźno. -8 przy aucie. Im wyżej, zimniej i wieje. Ze zjazdów nici, a szkoda. Nigdzie indziej w Beskidach na moim jabłku nie osiągam takich prędkości, jak na czarnym szlaku na Rycerzową. Na Hali wieje i to mocno. Jak zawsze, można się tu uczyć geografii. Widać wszystko. Fatra stoi i czeka na nas, Babia też. Tatry także, ale tam mi jakoś nie prędko, no może na Słowację - bo zawsze mi tam blisko. Później Wielka Rycerzowa. Znamy tu każdy zakamarek, jesteśmy co zimę. Po drodze mijamy punkt widokowy na Bendoszkę. Żal patrzeć. Łysieje ta góra, wycinka zrobiła swoje. Na Wielkiej Rycerzowej stoi parka z dwoma psami. Ćwiczę swoją nieśmiałość, podchodzę i pytam, czy mogę zrobić zdjęcia. Mam zgodę, choć jeden z czworonogów jakby chciał mnie zjeść. Sporo ludzi, i na wierzchołku i przy bacówce. Nawet tam nie wchodzę. O maseczkach i limitach można zapomnieć. Trasa jak trasa. Widoki nie dziwią, raduje sam fakt bycia w tych miejscach, kolejny rok, kolejna możliwość dotknięcia tych miejsc. Pięknie.
Po Soblówce jedziemy przez Bielsko, znowu powtarzalność - Akwarium i kawa.
Niedziela, 9. stycznia. Moje Rudy Raciborskie. Często tam wracamy, bo ładnie. Tym razem spacer z Rodzicami.
.
Jak dobrze pójdzie, pojutrze kolejny klasyk, znowu miła powtarzalność, czyli Cieszyn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz