jak co roku od wielu lat jeździmy do Częstochowy w "Trzech króli" na cmentarz Rocha, do mojego Wujka. Nie inaczej było tym razem. Już na parkingu pod cmentarzem - kadr roku. Idę, kadruję, kątem oka widzę, ktoś się zbliża w jaskrawej kamizelce. Odrywam oko od wizjera, patrzę, stoi gość
- dzień dobry - mówię
- no i co teraz? - odpowiada, gdzie to pójdzie?
- nigdzie, do mojego zbioru. Jestem fotografem, robię zdjęcia - mówię ze spokojem, no bo tylko spokój uratuje. Na szczęście kierowca tira był pokojowo usposobiony.
Na Jasnej Górze jakby nic się nie działo, są ludzie bez masek, robi się ciasno. A później... jedziemy na Jurę. Jurę, której nie lubiłem, nie przepadałem za klimatem tych wiosek, bo architektura jest jakaś dzika, niepoukładana, po prostu brzydko dla mnie. Docieramy do Olsztyna, rynek, nic ciekawego. Audioprzewodnik, a jakże. Idziemy w stronę wzgórza Lipówki. Robi się coraz ciemniej, nadchodzą gęste chmury, wbrew prognozom. Na szczycie wieje, jednak ta perspektywa pokazuje mi inną Jurę. Dookoła jest pusto. Później idziemy na Biakło, jurajski Giewont, jak to mówią. Są kadry, a chmury dodają tylko uroku. No... muszę być obiektywny, bo tylko krowa nie zmienia poglądów. Jest coraz ładniej, jednak całkowicie światopogląd zmienia mi się w magicznym sosnowym lesie między Biakłem a Pielgrzymem. Gra 3 kolorów - pomarańczowego (a jakże), bieli z przyprószonego śniegu i zieleni sosen. Piękna kompozycja. W głowie pojawia się pomysł przejechania Szlaku Orlich Gniazd. Ambitni zrobią to w jeden dzień, zaś dla mnie 180km w jeden dzień to nie możliwe. Jest plan jak w weekend to ogarnąć, bo warto tu wrócić, nie zwracać uwagę na kicz, tylko na to, co warte uwagi. Będąc na Pielgrzymie następuje solidna zadyma śnieżna! Jest wspaniale, jednak zdjęć, to nie zrobię. 2 kwadranse później wychodzi już słońce. Na naszą poczekalnię trafie też drugie miejsce - droga 794 na południe. Zachodzące ciepłe słońce oświetla pagórki, przypomina mi to Kaczawę lub Morawy. Jest ładnie. Tak, można powiedzieć, że Jurę nieco odczarowałem. Nie do tego stopnia, bym tu wracał jakoś intensywnie, ale warto zwiedzić teren rowerem. Koniec dnia, to Podzamcze i kapitalny obiad w niedawno poznanym lokalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz