12. listopada.
Pobudka przed ósmą, bezchmurne niebo. Tak tak, dziś znowu idziemy w góry. Czuję lekkie zmęczenie, ale i ciekawość. Od lat planowaliśmy pojechać do Frydlant i wejść na małą górkę Špičak. Tamtego rejonu gór Izerskich nie znamy. Wystarczyło wjechać na żółty szlak prowadzący na południe od Frydlant. Mgła spowijała okoliczne łąki, lis spoglądał na nasz samochód i skakał przez trawę. Dojechaliśmy do skrzyżowania i końca drogi. Później przez bukowy las. Najpierw staw z pięknym lustrem, później kombinacja brązu liści i zieleni mchu. Słońce przebija się przez drzewa i podkreśla barwy lasu. Jest pięknie. Dziś oglądamy najładniejszy krajobraz podczas naszego pobytu. Jakże inne Izery, wielkie głazy, buki, liście i pagórkowaty teren. Pusto. Po południu zrobiło się nieco tłoczniej. Niektórzy rodacy myślą podobnie do nas, długi weekend poza krajem. Sam Špičak jest dość stromy, idziemy z południa, schody, późnej po głazach. Widok zasłaniają okoliczne drzewa. Dziś dodatkowo wieje. Jest magicznie i po to tu przyjechaliśmy. Ostatnią cześć drogi przemierzamy poza szlakiem, leśną ścieżką. Warto było tu przyjechać. Schodząc policzyliśmy ile kilometrów zrobiliśmy podczas tego pobytu, prawie 100.
Zwiedzamy także Frydlant, rundka dookoła rynku, szału nie ma, dzień roboczy, ludzie krzątają się po sklepach. Na rynku rozkładają się sprzedawcy łakoci i grzańców. Zamek robi wrażenie, ale nie mamy ochoty go zwiedzać. W Świeradowie dzikie tłumy. Gdzie ten opustoszały Świeradów? W tym roku już go nie doświadczymy. Ulice pełne aut, sklepy pełne ludzi. Ani razu nie byliśmy w części zdrojowej, na deptaku. Mamy inne priorytety. Zostały nam 2 dni. Jutro ma padać, zastanowimy się nad mapą gdzie byśmy poszli. Zaś niedziela… Moja Ostrzyca i jak najszybciej przebrnąć bramki we Wrocławiu.



















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz