czwartek, 4 listopada 2021

Albania - dzień 25 - powrót

26. września. 
Ostatnie albańskie śniadanie. Ach te sery… wybitne. Jednym z wniosków po podróży po Albanii jest niekupowanie serów w plasterkach. Toż to guma, nie ser. Taki mądry, a taki głupi. Przecież to oczywiste było. Poznałem, jak może ser smakować. Przed wyjazdem jeszcze sprawdziłem, którędy polecę. Lot mamy przez Warszawę do Krakowa. Ucieszyłem się, jak zobaczyłem, że siedząc po lewej stronie przy oknie mam szanse wypatrzyć Tatry. W tamtą stronę szukałem Babiej Góry, ale były gęste chmury. Hotel opuściliśmy o 8.42. Ostatni kawałek samochodem. 10 minut, jednak mimo wszystko stresujący. Wszystko przebiegło pomyślnie. Lotnisko dziś o 9 rano puste i ciche. Rondo, które przyprawiało nas o zawrót głowy, dziś puste. Ciekaw byłem, jak odbędzie się oddanie samochodu, gdyż gość oddający nam samochód zapowiedział 3 tygodnie temu, że przy oddaniu, będą sprawdzać auto pod katem ewentualnych zniszczeń. W cywilizowanych krajach oddawałem kluczyki i nie myślałem o reszcie. Oględziny były, pan zajrzał w różne zakamarki samochodu, po czym powiedział, że jest ok i „see in the office”. Auto oddane, ani kilometra więcej po albańskich drogach, ufff. Do odlotu mamy ponad 3 godziny, siedzimy z boku, czytamy książki, ja piszę te słowa. Jak przed lotem, jestem spokojny. W końcu rozpoczął się check-in. Długa kolejka, mówimy - co będziemy stali, podeszliśmy później, jak kolejka zmalała. I tu zaczynają się dziać ciekawe rzeczy. Jak dostaliśmy bilety, poszliśmy do ubikacji się przebrać i stanęliśmy w długiej kolejce do kontroli. Była naprawdę długa i posuwała się wolno. Generalnie lotnisko w Tiranie jest bardzo małe, jedna hala, a kolejki do checkinu, kontroli przed wylotem i oczekujących na powracających się mieszają. Generalnie - jeden wielki kocioł. Nie chcę wiedzieć, co tu się dzieje w sezonie. Na kontroli tylko 4 bramki, wszystko w pośpiechu i byle jak. Ludzie widząc kawałek wolnej przestrzeni przeskakują o kilka pozycji dalej. Chaos. Wyciągamy swoje rzeczy na tacki, facet obsługujący kontrolę popycha tacki, nikt nie kontroluje kto przechodzi przez bramki, a kto nie. Pani w końcu przechodzi, coś tam na czerwono zabzyczało, nikt nie zwrócił uwagi. Ja przechodzę, wszystko zielone. Facet bierze naszą tackę, popycha ją dalej na taśmie… chaos. Druga kolejka to do kontroli paszportów. Nasz lot za pół godziny. Idzie wolno. Wszystko odbywa się na małym kawałku hali, przy świetle niczym z rzeźni. Fatalne doświadczenia, podobne do tych, co na jezdni. Nagle… jakbym usłyszał z megafonu swoje nazwisko. Hmm pewnie się przesłyszałem. Jakieś mamroczenie. Mija kilka chwil, do paszportów mamy trochę. Nagle to mamroczenie z głośników jakby mówiło moje nazwisko i do tego „Warsaw”. O kurczę… to nie może być przypadek. W tej samej chwili dostrzegam dwóch policjantów i przechodzę w tryb awaryjny. Mówię im, że właśnie wołają mnie do samolotu. Jeden popatrzył na drugiego, odpiął taśmę i po chwili staliśmy na drugim miejscu przed okienkiem paszportowym. A za nami setki ludzi. Jak na złość dwa okienka się strasznie guzdrają. W jednym jakaś para Azjatów ma problem, w drugim pani kontrolerka się nie spieszy. Przed nami koleś z małym plecaczkiem właśnie odebrał swój paszport. Podchodzimy do okienka z leniwą panią. Moja Pani właśnie mi mówi - teraz mówiono Twoje imię, na pewno wołają nas. O kurczę, sytuacja robi się poważna. Mówię kontrolerce, że właśnie mnie wołają do samolotu. Jak się zorientowała, szybko dała nam paszporty. No dobra, ale gdzie? Wbiegamy do małej sali z gate`ami, oczywiście nie wiedziałem który mamy gate, bo tam, gdzie stałem nie ma żadnych monitorów. Lecimy po kolei, Pani krzyczy - biegnij na lewo. Nie wiem gdzie, ale biegnę. Nagle w tym samym momencie dostrzegam dwie machające mi osoby, na górze widzę napis „LOT”, pokazuję boarding passy i jakiś człowiek pokazuje nam drogę do samolotu mówiąc „slowly”. Wtedy już wiedziałem, że zdążymy. Wchodzimy na pokład, pełny samolot. Tylko nas brakowało. Uff… co to było? Drugi raz wbiegałem do samolotu, ale pierwszy raz mi się zdarzyło, że moje imię i nazwisko dobiegało z głośników. No wiecie co? Tak porządny pasażer. Żarty żartami, ale tak beznadziejnego lotniska jeszcze nie widziałem. Trochę stresu było, jednak Albania żegna mnie w najgorszy możliwy sposób. 

To nie koniec atrakcji, jakie mamy dziś. Sam lot do Warszawy przebiegł super spokojnie, jestem miłe zachwycony poziomem obsługi w naszych narodowych liniach lotniczych, profeska. Lotnisko Chopina. Zanim wyszliśmy z samolotu zastanawiamy się, kiedy tu byliśmy ostatnio. Wyszło nam, że jakieś 3 lata temu lecąc na Sumatrę. Idziemy wg strzałek, oznakowanie pokazuje, że tędy tranzyt, kontrola bezpieczeństwa. Pani wyrywkowo sprawdza plasterkiem dłonie, no i oczywiście padło na mnie. Zażartowałem, że wiedziałem, że będę tak sprawdzany, ona odpowiada pytaniem „a Pan leci dalej”, ja, że oczywiście… „to co pan tu robi?” - pyta. „Transfer to tam obok”. Och… wkurzyłem się. Za nami para z Estonii miała ten sam problem, więc to chyba nie ja jestem taki głupi? Coś tam zacząłem gadać tym kontrolerom, że na żadnym lotnisku, na jakim przyszło mi być, się nie pogubiłem, a tu jeden korytarz, dwie ścieżki i już problem. Przechodzę drugi raz przez bramki przeciskając się przez kolejkę, coś tam dzwoniło, Pani idzie za mną, za chwilę kontroler jeszcze mnie pyta z oddali, czy tacka, którą trzyma jest moja. Ja odpowiadam w biegu, że nie. Mam już dość. Dalsze wrażenia z lotniska Chopina są więcej niż dobre. Cisza, spokój, wiele restauracji na poziomie, ludzie odpoczywający przed lotem. No no, jestem pod wrażeniem, tylko te znaki… Pokrążyliśmy po lotnisku czekając na nasz lot do Krakowa. Ach Kraków... Pierwszy raz lecimy po Polsce. Poszło gładko i sprawnie. lotnisko w Krakowie - je już znamy - również po nitce do kłębka, a raczej na pociąg. 

Przejechaliśmy 1500km w ponad 3 tygodnie, kraj ten jest trudny, nudny, o pięknych górach i miłych ludziach w miejscach z dala od ruchu turystycznego. Cieszę się, że mogliśmy poznać jego zakamarki, miejsca „gdzie nikt nie zagląda”. Mimo że jutro idziemy już do pracy, Nasza podróż się nie kończy. zmienia się jedynie jej cel, a ten kolejny już na horyzoncie.

.

Dobiega końca moja opowieść o Albanii, zdjęcia wbrew pozorom, wyszły naprawdę dobre. Podróż się nie kończy, zmienia się jedynie cel. Ten cel, to Izery. Comeback. Byliśmy tam rok temu, było cudnie, ale nie po czeskiej stronie. Teraz będzie inaczej i już się cieszę. Jak sobie pomyślę, że o 16 robi się ciemno i przez kolejne 6 godzin każdego dnia książki, golf, laba...

lot-01 lot-02 lot-03 lot-04 lot-05 lot-06 lot-07 lot-08

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Adršpach (1) Albania (39) Alpy (9) Alpy. UFO (1) Australia (82) Austria (18) B&W Photo (132) Babia Góra (4) Bałtyk (1) Barcelona (22) Beskid Makowski (1) Beskid Mały (5) Beskid Niski (29) Beskid Sądecki (3) Beskid Śląski (16) Beskid Śląsko-Morawski (17) Beskid Wyspowy (4) Beskid Żywiecki (97) Będzin (1) Białoruś (4) Biebrza (10) Bielsko Biała (21) Bieszczady (28) Bory Stobrawskie (3) Bory Tucholskie (7) Boże Narodzenie (13) Bratysława (1) Broumowskie Ściany (2) Bryan Adams (3) Brzeźno (2) Bytom (1) Chorwacja (8) Chorzów (3) Chudów (1) Cieszyn (11) Czechy (60) Częstochowa (5) Dolina Baryczy (7) Dolinki Krakowskie (1) Dolomity (11) dżungla (10) fotografia (5) Francja (13) Gdańsk (7) Gdynia (1) Gliwice (7) Goczałkowice (4) golf (2) Gorce (1) Góra Św. Anny (6) Góry Bardzkie (3) Góry Bialskie (4) Góry Bystrzyckie (8) Góry Choczańskie (4) Góry Izerskie (29) Góry Kaczawskie (3) Góry Kamienne (1) Góry Ołowiane (1) Góry Orlickie (2) Góry Sanocko-Turczańskie (1) Góry Słonne (4) Góry Sowie (9) Góry Stołowe (6) Góry Sudawskie (1) Góry Świętokrzyskie (2) Góry Wałbrzyskie (1) Góry Wsetyńskie (1) Góry Złote (9) GR 20 (10) Hiszpania (22) Holandia (1) Indonezja (36) Istebna (2) Jeseniki (11) Jura Krakowsko-częstochowska (9) kajaki (5) Karkonosze (3) Katowice (14) kawa (1) Kędzierzyn Koźle (1) Klimkówka (1) Kłodzko (1) Kobiór (4) Korona Gór Polski (1) koronawirus (10) Korsyka (13) Kraków (12) Kruger (3) Kudowa Zdrój (1) Kuraszki (3) Lądek Zdrój (3) Leśne portrety (2) Liswarta (3) Litwa (1) Lubiąż (1) Lublin (1) Luciańska Fatra (5) Łańcut (1) Łężczok (1) Łódzkie (7) Magura Spiska (2) makro (40) Mała Fatra (17) Mała Panew (1) Małe Karpaty (2) Masyw Śnieżnika (7) Mikołów (2) Morawy (17) Moszna (1) namiot (3) Narew (1) nba (1) Niemcy (4) Nikiszowiec (4) Nowa Zelandia (108) Nysa (1) Odra (1) Ojców (1) Opolskie (17) Osówka (1) Ostrawa (3) OverlandTrack (8) Paczków (1) Pasmo Jałowieckie (2) Pazurek (1) Piłka Nożna (1) Podlasie (47) podróże (6) Pogórze Izerskie (4) Pogórze Kaczawskie (72) Pogórze Przemyskie (1) pokora (1) Praga (20) Promnice (1) Przedgórze Sudeckie (3) Przemyśl (1) Pszczyna (11) Pustynie (1) Puszcza Augustowska (9) Puszcza Białowieska (14) Puszcza Kampinoska (1) Puszcza Knyszyńska (9) Puszcza Niepołomicka (2) Puszcza Solska (1) Puszcze Polski (27) Racibórz (2) rower (152) Roztocze (6) różne (164) RPA (68) Ruda Śląska (2) Rudawy Janowickie (5) Rudy Raciborskie (34) Rwanda (18) Rybna (1) Rybnik (3) Rzeszów (2) safari (2) Singapur (3) Słowacja (55) Słowacki Raj (2) Sopot (2) street (122) Strzelce Opolskie (1) Suazi (4) Sudety (23) Sudety Wschodnie (11) Sumatra (35) Suwalszczyzna (2) Szałsza (1) Szklarska Poręba (1) Szlak Orlich Gniazd (2) Śląsk (36) Świętokrzyskie (7) Tarnowice (1) Tarnowskie Góry (4) Tasmania (81) Tatry (38) Tatry Bielskie (1) Tatry Niżne (12) Tatry Zachodnie (25) Toruń (1) Toszek (4) Trójka (1) Turcja (2) Tychy (1) Uganda (32) Ukraina (7) USA (29) Ustroń (1) Warszawa (8) Wenecja Opolska (3) Wiedeń (1) Wielka Fatra (21) Wielkopolska (1) Wigry (2) Włochy (13) Włocławek (2) Wrocław (5) WTR (4) wwe (4) WWE Smackdown World Tour 2011 (4) Zabrze (3) Ząbkowice Śląskie (1) Zborowskie (2) Złote Hory (1) Złoty Stok (1) zmiana (4) Żelazny Szlak Rowerowy (1) Żywiec (2)

Archiwum bloga