Dziś jest ten dzień, za którym nie przepadam. Zdecydowanie nie jesteśmy w podróży. To dzień „nic nie robienia”. Wiem, że dla organizmu to potrzebne, bo się tego domaga. Chciałoby się pojechać, zobaczyć coś ciekawego, jednak w tym rejonie, gdzie obecnie się znajdujemy, nie ma aż takich atrakcji na miarę mojego apetytu. Zatem pozostaje community walk, czyli czym żyją wioski Dhërmi i okolice. Z dala od plaży. Od rana jest upał i to się nie zmieni. Idziemy na zachód, towarzyszą nam niezmiernie śmieci i niedokończone budowy. Generalnie Albania jawi mi się jako kraj marnotrawstwa i niedokończonych inwestycji. Ilość krzaków i chwastów dookoła świadczy o tym, że lata temu ktoś zakończył tam prace. Ludzi na ulicach brak. Pod kątem zdobytych szczytów czuję się zadowolony, natomiast niedosyt spory mam pod kątem fotograficznym. UPDATE - jak dziś, 1,5 miesiąca później oglądam zdjęcia, to już tak nie uważam. Liczyłem na więcej interakcji z ludźmi, liczyłem na portrety, ale niewiele ich zrobiłem. Życie toczy się głównie za zamkniętymi drzwiami, szczególnie w godzinach upałów, czyli do 15 - 16 po południu. Wioski są puste. Jest także po sezonie, sporo budynków jest po prostu zamkniętych na 4 spusty. W Dhërmi idziemy do kościółka Św. Marii położonego na wzgórzu. Wijemy się po uliczkach słuchając jedynie, jak mieszkańcy rozprawiają w swoich ogródkach za krzewami winogron. Wzdłuż głównej ulicy jest kilka sklepów, wszyscy chcą zapłaty w Euro lub Lekach. Kochają Euro podobnie, jak i ja, jednak ja nie mam zamiaru wypłacać kolejnej porcji Leków dając solidnie zarobić tutejszym bankom na prowizji. Idziemy do restauracji, która akceptuje plastik, pijemy kawę - to już dla nas tradycja, jeszcze kiedyś to była smoła, dziś z mlekiem i cukrem jest pijalna. Na kawie rozprawiamy o wyjeździe na weekend na Morawy, ale - znów będzie o pieniądzach - jak zobaczyłem, ile sobie życzą za 2 nocleg w październiku w Czechach - oniemiałem. W ogóle nie mam dziś nastroju do planowania weekendów, nie wiem, może ten upał robi swoje, może bliskość morza, którego nie jestem fanem? Nie czuję się tu dobrze, chyba ciągnie mnie już do domu. W hotelu wczytuję się w książkę Hitmana, później idziemy z Panią się popluskać w morzu - ech, sam bym tam nie poszedł, ale - i tu pozytywny akcent - zjedliśmy super smaczne ryby. W Polsce na ryby mnie nie ciągnie, ale za granicą - owszem. W Albanii są wyborne.




















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz