Ostatnia góra podczas pobytu w Albanii, Maja Cikes. Masywna góra. Rankiem spotkało nas miłe zaskoczenie, na werandzie naszego „domku” w Dhermi czekały dwie paczki ze śniadaniem. Tutejszy pan z recepcji zrozumiał, że nie będziemy na śniadaniu, bo rano chcemy iść w góry, więc wczoraj o 22 przygotował nam zestawy śniadaniowe. Plan mieliśmy taki, że rano po śniadaniu podjedziemy na parking i pójdziemy góry. Paczki śniadaniowe kazał nam sobie zostawić i zaprosił na normalne hotelowe śniadanie. O 9 ruszamy. Najpierw 800 metrów do góry. Już na parkingu przekonałem się, że moja czujność została uśpiona. Jest bardzo zimno, wieje, a mnie do głowy nie przyszło, żeby zabrać polar lub kurtkę. Po zdobyciu 1800 metrów, długi na ponad 2 km trawers. Wieje niemiłosiernie. Samo wejście dobrze oznakowane i wytyczone. Ubieram pelerynę, aby choć trochę mnie ochroniła przed zimnym wiatrem. Później ubieram zimową czapkę, którą z Polski wziąłem nieco dla frajdy, jakbyśmy spali w górach. Trawers strasznie się dłuży, idę w mroźnym wietrze i mgle, nie widać szczytu. Jak już go zdobyliśmy, przetarło się i mogliśmy nieco pofotografować. Adriatyk towarzyszy nam dziś od samego początku, wszak ta góra wyrasta niemal z morza. Dotarliśmy. Ostatnia góra podczas tej ekspedycji zdobyta. Niezwykle trudne i wymagające góry. Cikes jest nieco inna, zimna i mglista. Powrót nie jest łatwy. Nadal zimno, ja zmarznięty, Pani ubrała cienki polarek, choć dziś przydałaby się kurtka. Wejście zajęło nam 4 godziny, zejście - 3. Zmęczeni idziemy do restauracji na przełęczy, bierzemy ciepłą zupę i kawę, a jakże. To taka druga zupa w Albanii.
Do wyjazdu zostało nam 4 dni. Nie planujemy już wyjść w góry, organizm musi odpocząć, sporo wysiłku kosztowały nas zdobyte szczyty. Dodatkowo znając tutejsze warunki zmieniliśmy plany na jutro i pojutrze. Więcej odpoczynku. Jutro zostajemy w Dhermi, pojutrze jedziemy już w okolice Tirany do Durres.





















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz