W sobotę rano 7.08 podjechaliśmy po Rodziców i pojechaliśmy do Brzeźna. Pałac z golfem. Jest szansa, że w niedzielę po raz pierwszy uderzę piłeczkę. Na razie tylko patrzę na ten sport. Rodzice zostali w pałacu chcąc penetrować okoliczny park, a my pojechaliśmy w pole realizować nasz plan rowerowy. Gorąco. Auto zostawiamy przy lesie w Siodłkowicach i ruszamy. Nie ma się w czym rozpisywać, teren nam znany, pole, wioska, pole, wioska. Nawet nie ma co fotografować. Ale ważne jest być w podróży. Cieszę się, że umysł nie jest zajęty rozmyślaniem o pracy. Gdyż ostatnio jak tu byliśmy, mieszkaliśmy w Kuraszkowie, rozmyślałem, aż czacha dymiała. Później z ambony usłyszałem znamienne słowa - "czy Ty za bardzo się nie zamartwiasz", no i na przeistoczeniu... gdybym jeszcze miał wątpliwości, kto do mnie mówi. Dziś, czyli wtedy 7.08 była tak, jak ma być zawsze, spokojnie i przyjemnie. Pojechaliśmy nieco na północ, do wioski Kamień Górowski. Patrzymy, a tam sklepik. Wchodzimy. Właściciel patrzy na olimpiadę. Pytam - mamy jakieś medale? żona odpowiada, że jeszcze nie. Kupujemy cukier, czyli lody i pepsi. Siadamy przed sklepem. Wychodzi z niego lokals i pyta nas, czy nam lody smakują. Co za klimat? Jak miło. Za chwilę wychodzi właściciel, aby załadować alkohol, jaki przywiózł na sprzedaż. Patrzy na nasze rumaki, czyli rowery i mówi - ładne rowery, a to karbon?
- nie - odpowiadam, ale rura nie jest z centralnego.
Po chwili wraca po kolejną zgrzewkę wódki, pokazuje na swój brzuch (a mały on nie jest) i mówi - ja sobie kupiłem rower, myślałem, że będę jeździł i nic, a przydało by się. Oj tak oj tak. Tym sposobem jedziemy do Pałacu. Tam odświeżenie i ruszamy w stronę Rawicza. Ta sama knajpa (dobra), ten sam kościół. Wracając jeszcze wpadamy do Kuraszków, chciałem pokazać Rodzicom i karty w pokoju. Tak minął dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz