niedziela, 11.07. Ciepłej wody brak. Jak na ten poziom hotelu, to skandal. Nie będę się jednak denerwował. Śniadanie na tarasie, pełen wypas, choć bez szału. Jednak chill jest, nigdzie się nam nie śpieszy. Jedziemy do lasu na spacer. Rodziców bolą nogi po wczorajszym ich spacerze, więc dla nas to jest chwila oddechu. Zakładam Sigmę 30mm, raynoxa i w krzaki. Upał niemiłosierny.
Gadka szmatka, raz jagody, raz poziomki, raz maliny... nie myte? ale co to za różnica. Korzystamy ile wlezie. Zdjęcia nawet nawet, zadowolony jestem. Moment w roku dobry na makro. Wszędzie pełno robali. Wrażenie robi średniowieczne grodzisko. Historią zwykle mało się interesowałem, ale zawsze myślę sobie jak to budowali, jak tu ktoś mieszkał, a wszędzie pełno drzew dookoła. Ciekawy artykuł o tym miejscu znalazłem tutaj. Wracając zatrzymujemy się w Obornikach na obiad, bardzo dobre lody i w upale wyczilowani wracamy do domu. Weekend udany, ta ciepła woda... szkoda. Anulowaliśmy pobyt tydzień później, czyli tydzień temu..
Pracy sporo, momentami przebiera, ale wiem,. że to wróci do normy. Dziś zauważyłem, że mam przebitą oponę w rowerze. No szkoda, znowu akcja. Co za paskudztwo. Biegam od czasu do czasu, dobrze mi to robi na to siedzenie w czterech ścianach. Pracuję wciąż non stop z domu. Przygotowania do ekspedycji trwają, ależ się cieszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz