oj rozleniwiłem się nieco. Minęło 2 tygodnie prawie od naszej wyprawy, a tu nic. Nadrabiam zaległości. Klasyk, 2 tygodnie temu, w niedzielę 31.01 pojechaliśmy do Cieszyna. Jednak tego Cieszyna z roku na rok jest mniej, bo go znamy, ale super atrakcją jest sam dojazd. Odwiedzamy wówczas różne zakamarki, które - albo o ciepłych porach roku są nieciekawe, albo wręcz odwrotnie - zimą jest inspiracja, by wrócić w takie miejsca rowerem. Co zatem w tym roku? Na pierwszy strzał - Palowice. Co to takiego? Nie znałem miejsca, ale wyczytałem gdzieś na blogu, że są stawy i lasy. No to hop. Wody w paru stawach nie ma, przyjemny las, od razu wylądowało na poczekalni, bo warto. Zimno jest, więc jedziemy dalej. Kończyce Wielkie, spacer ścieżką przyrodniczą. Byliśmy tu rok temu, wróciliśmy. Pałacyk się rozwija, zasadzono winorośle, szkoda, że tylko tyle. Miejsce fajne, ciekawe, z dala od wrzasku. Kolejne kilometry zrobione. Podjechaliśmy do Skoczowa. Pamiętam kilka lat temu byliśmy tu z rowerami. Dziś gra Wielkia Orkiestra. Młodzi ludzie marzną z puszkami, a spacerowiczów brak. Rynek hmmm taki sobie, nawet fajny, remont kamienicy, brak samochodów. Kupiliśmy sobie lody, bo dawno nie jadłem. Jednak jakichś wielkich refleksji i zachwytów tu nie było. 2 minuty drogi z rynku jest cmentarz żydowski, jednak te w Cieszynie są hmm no właśnie, jakie. Ciekawsze, jeśli tak można nazwać cmentarz. Jedziemy dalej, już do Cieszyna. Stajemy nieopodal rynku. Burger Brothers! Czekałem cały rok na to. Oczywiście na wynos. Zamawiamy, robimy rundkę, odbieramy i siadamy na ławce na rynku. Prymitywnie, chałupniczo, ale pożeramy burgera. Dobry, choć w lokalu z kofolą smakuje lepiej. Odkrywamy kościół, niepozorny, a przechodziliśmy obok niego wiele razy - Kościół Św. Krzyża na ulicy Szerokiej. Mały, cichy, będę tam zaglądał. Idziemy aż pod ulicę Stalmacha, tam zwykle parkujemy jadąc ze Słowacji. Dziś ulice są puste. Miałem ochotę nocować na Srebrnej, ale hotele wtedy był zamknięte, dziś czy jutro już będzie inaczej. Ulica Głęboka - w remoncie, kultowa biblioteka, wyjątkowe miejsca. Idziemy wzdłuż Olzy, niemal sami. Puszczam Siestę na telefonie, wszak staramy się jej słuchać regularnie. Ładnie grało, to zatańczyliśmy. Kilka metrów dalej jakiś chłopak mówi do nas - "ładny taniec". A ja na to - "to trzeba było się dołączyć!". Fajnie jest. Słońce nisko, jakieś odgłosy docierają do nas z Góry Zamkowej. Jakiś gość podjechał tam autem, wyciągnął 2 głośniki i puszczał muzykę. W okolicy herbaciarni - jak ja tęsknię za późnym wieczorem tam! - prezentują musztrę przebierańców za wikingów (chyba). Wygląda to prymitywnie. Zmierzamy powoli do auta kończąc spacer po Cieszynie i cały wybitnie ładny dzień.
.
Tydzień później, czyli tydzień temu - weekend spędziliśmy w domu. Imprezy urodzinowe. Też fajnie było, z najbliższymi. W dni tygodnia - praca, ćwiczenia, wyjścia z domu, aby nie zwariować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz