urlop w pełni. Taki to rok. nie w buszu, nie na Safari... trochę dni zostało urlopu, do tego jeszcze nadgodziny, wybieram. W zeszłym tygodniu laba od wtorku do czwartku. Co za fajne dni. Praca w domu, urlop w domu i jego okolicach. Ale liczą się małe szczęścia i cieszę się z każdego radosnego momentu. Co w weekend? Pani w kuchni pochłonięta swoimi wypiekami. Jednak pogoda była na tyle znośna, że wypadało gdzieś się wybrać. Spojrzałem na naszą listę wyjazdów Zima 20/21 i padło na Górę Św. Doroty. Teren dla mnie kompletnie obcy, jednak to wzgórze chodziło mi po głowie od dawna, bo z różnych miejsc je widziałem. Wzięliśmy Rodziców na przejażdżkę. Bez aparatu, to jak bez oczu. Fotografia telefonem... nie dla mnie. Ale jak się nie ma czego chce... Mglisty dzień, śniegu brak, króciutka trasa. Na górze miłe zaskoczenie, z mgły wyłania się kościółek, świetny kadr! Stamtąd pojechaliśmy do Katowic na ulicę Porcelanową. Lubię tam zaglądać, bo fabryka porcelany ma swój urok, później kawa w Kafeju.
Po południu mecz Tottenhamu, oj ciężko się to ogląda. Pochłaniają mnie książki - zacząłem słuchać "Sagę Puszczy Białowieskiej" Simony, skończyłem mocną, lecz piękną "Czego najbardziej żałują umierający" i wsiąkłem w najnowszego Poirot Sophie Hannah - w sam raz na zimowe wieczory. Kydryński w Porze Siesty wspomniał o Bondach, Pani też wspomniała, ja fanem filmów nie jestem, ale zatrybiło, już obejrzeliśmy dwa pierwsze.
Tak się to dobrze składa, że wszystkie paczki dojeżdżają szczęśliwie na Święta - jedna z Sokółki z żywnością z Podlasia, druga z prezentami, trzecia ma dziś dojechać z Portugalii z naprawionym Olympusem... jeśli aparat dojedzie, to dziś albo w czwartek... mam pomysł!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz