BP - Dzień 12 - 5.08: objazd podlaskich wiosek

Pani budzi o 2 w nocy, bo ma kleszcza. Jak ona go znalazła? A może ją obudził. A miałem taki przyjemny sen. Półprzytomny doczłapałem się do łazienki, chwyciłem kleszcze i wyciągnąłem robala. Niewiele pamiętam z tego. Rano czeka na nas genialne śniadanie Pod Sokołem. Uczta dla podniebienia. Dlaczego tak daleko mam do tego miejsca? W jajecznicy mogę się kąpać, a sos pomidorowy... bardzo mi przypominał ten, który jadłem w RPA. Większość elementów śniadania robiona tu lokalnie, na Podlasiu. To czuć. Jedziemy rowerem, dziś w planie objazd wiosek. Ileż można jeździć po lesie? Jakkolwiek on by nie był wspaniały, mimo wszystko jest to monotonny widok. Zaczynamy w nic nikomu mówiącej wiosce Gliniszcze Wielkie. 40km w planie, cały dzień przed nami. Wolno i ślamazarnie, relaks, odnowa biologiczna i wchłanianie widoków. Pola, przestrzeń, bezludzie. W zasadzie na tym mógłbym skończyć pisać o dzisiejszym dniu. Takie wioski nam towarzyszyły przez większość dnia. Była godzinna przerwa na macro foto session. Pani wyciągnęła swój tablet i rozczytywała się w Davisie, ja miałem - chyba - dobry dzień. Raz, chciało mi się, dwa - nawet jakoś szło. Się wywoła, się zobaczy. Oszczędzamy zdrowie i nogi na ostatnie 3 dni. Jak wszystko się ułoży - będzie to Puszcza Knyszyńska, Augustowska i Biebrza. 3 genialne etapy. Wieczorem kolejna uczta dla podniebienia - żurek nie z tej galaktyki i antrykot. Nie jestem jakimś znawcą, czy fanatykiem kulinarnym, jednak wyprawy uczą mnie, aby dobrze sobie zjeść przed kolejnym wysiłkiem, więc niniejszym to czynię.