Jak ten czas leci, to już ponad tydzień temu, zatem najwyższa pora podzielić się zdjęciami i relacją.
.
Wypadałoby rzec - wreszcie! Wreszcie Tatry, wreszcie Starorobociański Wierch. W czwartek 13.08 Pani przyjechała z roboty, odświeżenie, dawno spakowani i ruszamy. Zawsze jest tak, że jedzie się ciężko, długo, ale warto. Szczególnie, jak nie byliśmy tutaj 11 miesięcy. W Ruzomberoku mordor - ciemna ściana deszczu. Pani chce parkować i przeczekać. To coś idzie na nas. Jak się później okazało, przeszło bokiem. Ale po 20 było już ciemno, nie kupowałem winiety, więc jadąc 18-tką gdzieś tam przez wsie nie było do śmiechu. Pierwsze wrażenie po powrocie.
Śpimy w Prybilinie. Jest tam jedno, miejsce, gdzie spaliśmy rok temu. A sama wioska - przeurocza. U podnóża gór, w oddali od cywilizacji. Rano szybkie śniadanie i jedziemy pod szlak. Tam niemiła niespodzianka. Parkingi zrobili płatne. I nie mam nic przeciwko, zapłacę, tylko czuję się hmm... dyskryminowany, to chyba najlepsze słowo. Słowak może wysłać sms na konkretny numer, 4 Euro za cały tydzień. Ale to nie działa na roamingu. Wysłałem i nic. Obok na słupie jest informacja, że można płacić appką. o, super! 2 Euro za godzinę. Słucham!?! Ja potrzebuję 10 godzina stania. O nie, nie dam tyle. Jest to jedyna opcja dla niesłowackiego turysty, aby zapłacić za parking. Chyba, że... znajdziesz w okolicy jakiegoś Słowaka, który Ci pomoże i wyśle ze swojego telefonu sms. Ja zadzwoniłem do gościa, u którego śpimy. Nie poszło gładko, ale po paru telefonach dostałem kod i się udało.
Dobra, idziemy w góry. Podpiąłem swojego Takumara 35mm i już widzę, że jest za wąsko. Trudno, potestuję. Pierwsza godzina to koszmar. Ciemno przed oczami, stromo, bardzo stromo i chyba forma nie ta. Mimo że przyjechaliśmy z dwutygodniowego objazdu Polski, gdzie kondycja nie zawodziła. Dodatkowo trafiła nam się grupką Polaków, ech ja mam pecha. Jeden koleś wrzeszczał, tak głośno mówił, ale nawijał non stop o historii szpiegostwa podczas II Wojny Światowej. Mówił nawet sensownie, ale nie to nie miejsce, gdzie chciałbym tego słuchać.Tak to jest, nikogo w górach nie słychać, tylko Polaka. Zielony szlak pod górę z Uzkiej Doliny nas dobił. Dawno nie czułem się tak słabo, nie miałem takich zawrotów i ciemności przed oczami. Plan jest ambitny. Pogoda niepewna, momentami sipał deszcz. Zaliczamy powoli kolejne szczyty - Nizna Magura, Ostredok, Wyżna Magura, Jakubina, Jarząbczy Wierch... Przed 12 na grzbiecie dolatuje kruk, usiadł i patrzy na nas. Kracze. Co to ma oznaczać, kim on jest? Zawsze rodzą mi się takie pytania i pamięcią wracam do roku 2015, gdzie na zachodnim wybrzeżu Nowej Zelandii przyleciał do nas ptaszek Robin, gdy odpoczywaliśmy we wiacie. Po lewej Płaczliwe, Rohacze, po prawej Bystra i Starorobociański. Na ten ostatni chcemy wejść, nigdy tam nie byliśmy. Jest pięknie i pusto, dlatego jest pięknie :) Na Bystrą nie wejdziemy, zbyt późno jest, jesteśmy zmęczeni. Tu już jest więcej ludzi, idziemy na Starorobociański z innymi turystami. Strome wejście, jednak zaliczone. Tam kwadrans oddechu na uboczu i schodzimy. Idzie nam wolno, ale też jest monotonnie. Doliny bywają piękne, jednak już szedłeś tam i nie ma słońca, to bywa monotonnie. No ale nie ma co narzekać. Sierpień, a my pierwszy raz w Tatrach. Co za rok. Dzień minął dobrze, wszak to piątek! Wieczorem mecz, golf i odpoczynek. Jutro, tj. sobota 15.08 wracamy w góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz