Często wspomnienia wędrują do naszych minionych miejsc, które zwiedzaliśmy poza Polską. Jedziemy przed siebie w stronę granicy, jedyną drogą. Po kilku minutach droga się urywa. Podmyła ją rzeka. Na moje oko stało się to kilka lat temu. Pani dostrzega wydeptaną ścieżkę w krzakach. Nią przepychamy rowery.
Uczę się żyć z moim aparatem. Nie da się go włączyć standardowo. Muszę wyjąc baterię i ją włożyć. Poza tym działa. No właśnie. Cieszyć się tym, co się ma. Ta awaria psuje mój nastrój, taki przybity jestem. Mogło być gorzej, staram się dostrzegać pozytywy. Jaka to złośliwość rzeczy martwych. Tylko zacząłem myśleć o drugim body, a tu proszę, to pierwsze zawiodło. Próbuję makro, ale moje zdjęcia dobrze odzwierciedlają mój nastrój, kiepsko wychodzą. Testuję nową lampę błyskową, nie widzę jednak jej użyteczności. To ze mną chyba jest coś nie tak. Pani towarzyszy mi w moim smutku starając się raz po raz zagadywać.
Lasy są bardzo gęste i dzikie. Tak jak wczoraj, momentami jest szpara i wśród ściany drzew las pokazuje nam swoje piękno. Zwykle są to wąwozy wydrążone przez wodę z powalonym drzewami. Podjeżdżamy do małego rondka, tuż przy granicy. Stoją tam 3 auta, robotnicy wykonują prace w lesie. Później jedziemy do drugiego rondka, gdzie stoi samochód straży granicznej, a w oddali słuchać głos piły. Podjeżdżamy do pozostałości wioski Steinfels. Jest tam stary cmentarz, wchodzę tam z aparatem, skupiam się na kadrze, gdy słyszę zza pleców „dzień dobry”. Straszek jestem, jednak to mnie nie wystraszyło. Wstaję, patrzę, a to przedstawiciel straży granicznej. Jakieś 10 metrów ode mnie w krzakach widzę także blondynkę w mundurze straży.
- ale się pochowaliście w tych krzakach - odpowiadam odruchowo
- to w sumie dobrze, taki zawód - odpowiada.
Czy ja wiem, czy tak ma wyglądać służba z koleżanką z pracy? Zamieniliśmy klika zdań, zwykle pytam o zwierzynę. Oj, sporo jej. Szczególnie wilków. Na Ukrainie i Słowacji odstrzeliwują wilki, więc one idą do Polski. Wśród lokalsów szerzą straty zagryzając zwierzęta. Miśków też jest dużo i trzeba uważać. Po chwili rozmowy jedziemy dalej, wg planu. Kierujemy się na północny wschód, w stronę rezerwatu Oratyk. Dziko. Zatrzymaliśmy się na godzinę makro sesji. Nie jestem zachwycony z wyników. Dziś nie mój dzień.
Ciekawa trasa, odludna, z dala od utartych szlaków. Jednak to miejsce ma coś w sobie, takiego przygnębiającego. Wieje smutkiem, a może to ze mną tak źle? Na obiad jedziemy do Ustrzyk Dolnych, wszędzie tłum. Wieczór spędzamy już w naszej chatce myśląc o jutrzejszym szlaku. Buty wciąż mam mokre po wczorajszym błocie. Niewiele mi wyschły. Jutro będzie się działo. Do Wołosatego wracamy po około 6 latach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz