BP - dzień 1 - 25.07: San-nieOK

Ostatni urlop w Polsce był 4 lata temu. BBKB - czyli Biebrza Białowieża Knyszyńska i Białoruś. W tym roku "ekspedycja BP" od Bieszczad i Podlasia. Dwa ukochane przez nas rejony Polski. Choć przyznaję, wciąż mało znam ten kraj. Cieszę się, że już urlop. Trudny ten rok, a raczej pierwsza połowa. Zamiast kupować bilety lotnicze z przymusu, tam gdzie latają, a nie tam, gdzie nas ciągnie z wciąż niepewną sytuacją w Europie, postanowiliśmy, że pierwsza ekspedycja na dwa tygodnie będzie w Polskę. Rano, sobota, 25.07, spakowaliśmy rowery, walizkę i w drogę. A4 jechało się dość dobrze, szczególnie Kraków był przejezdny. Pani prowadzi, ja przeglądam maile, patrzę... i oczom nie wierzę. Takumar 35mm 3.5. W idealnym stanie. Cena do przełknięcia. Pani kręci nosem. Ostatecznie minęła chwila i już był mój. Jakie szczęście! Polowałem na niego już od dłuższego czasu. Mam komplet Pentaxa, który chciałem mieć - 28, 35 i 50mm. Wybornych szkieł w idealnym stanie. Już nie mogę się doczekać, aż go dorwę. Wspaniały początek ekspedycji. 

 Pierwsza noc w Sanoku. Hotel ostatecznie nie miał przygotowanego pokoju, więc wyładowałem rowery i pojechaliśmy pod szlak. Góry Sanocko-Turczanskie. Nie byłem jeszcze w nich. Jest bardzo parno. Ostatnio do pary z meteo używam StormRadar, a ten pokazuje mordor od Ukrainy. Zaczynamy przy niezwykłym źródełku, nie wiem co to za woda, jest znak, że nie ma koli, a lokalsi przyjeżdzają non stop z baniakami. Idziemy żółtym szlakiem stromo przez ładny bukowy las. Pot leci, parno, duszno. Dawno nie byłem w górach! Jak sobie pomyślę, że za parę dni będę w Wolosatym, to tryska, uśmiechem. Ta ekspedycja to powrót do miejsc, które znamy, jako krainę geograficzną. Z punktu widzenia tras - raptem 2 lub 3 potoczą się miejscami, gdzie już byliśmy. Czuję ekscytację. Idąc przez las rozmawiamy o tym, co przed nami na wyprawie. Las jest ładny i zadbany, momentami wycinka. Przyjemny spacer po długiej jeździe. W koncu wziąłem life straw i wypróbowaliśmy ją w strumyku. Do hotelu zjeżdżamy około 15. Stary budynek, bez windy, a ja muszę wtachać na górę ciężką walizkę. Prysznic, piszę te słowa i idziemy na miasto coś zjeść. Oczywiście restauracja już wybrana dawno, pozycja w menu także. Idziemy na rynek. Upatrzona kawiarnia zamknięta, sam rynek jakiś taki bidny. Kilka lodziarni, restauracji, poza tym cicho i spokojnie. Bez klimatu. Zamawiamy kaczkę w wiśniach, wyborna. Szukamy jakiejś kawiarni. Brak. Jest tylko rozlewnia kawy. Idę. - jakie macie ziarna? Klasyczny test, choć znam odpowiedz - Mamy ziarna - odpowiada zalewarka kawy - Ale jakie? - dopytuję po chwili gdzieś tam ze zlewu pani wyciąga opakowanie po kawie i mi pokazuje. Biorę dwie, pić mi się chcę. Szału nie było. Gdyby tak na chwilę przenieść się do Gliwic... pochodziliśmy jeszcze chwilę po rynku i podreptaliśmy do hotelu. Tu laba. Czekam na golfa, piszę te słowa i czytam książkę. "Dal" - Kydryńskiego. Golf - 3M Open z jakże mi bliskiej Minnesoty. Jak ja chciałbym się tam znaleźć... choć płaski to teren, to mam tam tyle wspomnień i chciałbym je odświeżyć z Panią. Dobra, zejdźmy na ziemię. Jutro Ustrzyki Dolne i Góry Słonne. Jeszcze tam nie byliśmy.