Rwanda/Uganda - dzień 0 - 7.11 - Lufthansaaaaaaa!

Było kilka minut przed 9 rano, czwartek 7.11, ostatni dzień pracy. Mam prowadzić szkolenie. Przekazać wiedzę i doświadczenie i miło zakończyć dzień, czy nawet sezon. Ludzie się schodzą do sali w hotel, a zerknę na telefon - myślę sobie. SMS od Pani - Lufthansa strajkuje.... CO????? Informuję grupę, że jeszcze wszystkich nie ma, zaczniemy za 5 minut. Przeglądam newsy... potwierdza się czarny scenariusz, dziś i jutro. Akurat te dwa dni, kiedy mamy lecieć. Ale ale, czy wszystkie loty odwołane? Nie. Rozsądek. Zaczynam szkolenie. W przerwach między myślami mózg pracuje - pierwsze co, to na czym ścinamy plan, ale czy lot naprawdę będzie odwołany? 2 godziny szkolenia do pierwszej przerwy pozwoliły mi poukładać myśli. Doświadczenie i rozsądek - pierwsze co, to strona lotniska. Odlatują? tak. Git. Dogrzebałem się do strony Lufthansy, gdzie mogę sprawdzić status lotów, a mamy 2 niemieckimi liniami. Oba są "on time". uff... oby tak zostało. Szkolenie się udało, spacerem podszedłem do biura Pani, razem wróciliśmy do domu. Wspomnienia sprzed 4 lat - ta sama linia, ten sam powód - http://czerwonymszlakiem.blogspot.com/2015/12/jak-tu-zaczac-moja-opowiesc-mam-metlik.html

Wieczór mija nam na pakowaniu ostatnich rzeczy, zerkaniu co chwila na status lotu i dopinaniu drobiazgów. Stres jest. Rutynowe sprawdzenie flightradar, aby zobaczyć ile to lata i Aviation Herald - done. Będzie dobrze. Na 18:20 - oba loty do Frankfurtu i Stambułu - są "on time". Jak ja uwielbiam te chwile! Niby stres, a tu jednak listopadowe popołudnie i wieczór, tuż przed wylotem po przygodę.