kończę opis ostatniego w tym roku pobytu w Tatrach - niedziela, 22.09. Kapitalna pogoda, bezchmurne niebo i ciepło. Spotykamy się na parkingu w Smokovcu, uwielbiam to miasteczko. Jak zwykle problemy z parkomatem, UX tam naprawdę nie istnieje. Później pociąg na Hrebeniok. Na początek ma problem ze startem. Pełno ludzi, wszyscy cisną w góry, w ostatni - najprawdopodobniej - ciepły i pogodny weekend w tym roku. Ruszamy. Panie zostają na Hrebenioku, a my w czwórkę ciśniemy pod górę. Idzie się nam różnie, z problemami i kryzysami. Był moment, że nasi "goście" powiedzieli, że będzie ciężko. Jednak małymi krokami doszliśmy. Respekt budziła wielka ściana, na górze której stoi schronisko. Po 3 godzinach spaceru wchodzimy do chaty, rozsiadamy się i spożywamy razem posiłek. Ja, Pani, mój Tata i wujek. Wielka, wspaniała chwila. Takie chwile trwają krótko, a zapadają w pamięć na wiele lat, jeśli nie na zawsze. Na górze siedzimy jakąś godzinę rozkoszując się widokiem. Schodząc spoglądam na but, którego podeszwa mi pękła dzień wcześniej. Wczoraj - wtedy - od razu kupiłem nowe, ale chciałem tymi przejść niedzielę. Niestety. W pierwszym kroku wykorzystałem bandaż i sznurówkę i związałem but. Jednak schodząc po kamieniach ślizgałem się. W końcu uciąłem oderwaną część podeszwy, co nie pogorszyło mojego komfortu. Tak doszedłem na Hrebeniok. Wspaniały dzień, wspaniałe miejsce i ludzie wśród nas. Za to powrót był koszmarem. Nie wiadomo czemu ubzdurałem sobie, że wrócimy przez Polskę, zakopianką. Nie będę się rozpisywał, ale to był koszmar, powrót trwał długo. Nigdy więcej! Wymazałem z mojej mapy teren autostrady A4 z Katowic do Krakowa i dalej na południe. Nie chcę tamtędy jeździć i nie będę.
.
To był wspaniały weekend, długi weekend. Mikro wczasy. Ciężko zapracowane i jakie cudowne. Przygotowania do Rwandy i Ugandy trwają. Skończyłem słuchać Szklarskiego - "Tomek na czarnym lądzie", przeczytałem "Ostatni pociąg do zona verde" Theroux. Kapitalne zakończenie świetnej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz