to na Wielkiej Fatrze. Było to tydzień temu, niedziela, 2.06. Wymęczeni trudnym dniem na Smrekov rano spojrzeliśmy na mapę gdzie tu iść. Cytrynowy weekend, więc wracamy późno do domu. Pani wybrała Magurę, niepozorny szlak, obok miasta, nic nie wskazywało, że będzie tak dobrze. Jedziemy, parkujemy, łyk wody i w drogę. O dziwo chcemy mi się robić zdjęcia. Przyświeca mi pewien pomysł, jak te zdjęcia wykorzystam w pracy. Frajda niesamowita, bo inaczej w głowie kadruję obrazy. Idziemy wolno, jest gorąco, jeszcze sobie powtarzamy, że nie będziemy się gonić, ile zajdziemy, tyle zajdzemy. Asfaltowa droga, wije się. Jak zobaczyłem ślimaczka na drodze, strasznie się ucieszyłem, bo za nim ciągnął się ślad. ładny kadr. Idąc mówimy, że koniecznie tu rowerami, bo faktycznie jest gdzie się wspinać. Ale, jak wyszliśmy na polanę, to nam szczena opadła. Bajka! Kwiaty na Fatrze. kolorowa łąka, ani żywej duszy, cud miód. Cudowne miejsce. Zaraz jest zapisałem, a trasę na rower dałem do poczekalni. Docieramy do czerwonego szlaku, idziemy na północ na przemian lasem i łąką. Woda spływa z gór, smakuję... Cóż tu dużo pisać. Pięknie było. Szliśmy 5 godzin, ale zejście do auta - pionowe. Ło rany, tak to jeszcze nie schodziłem, żółty szlak. Szybka decyzja gdzie jemy obiad - Cieszyn, Burger Brothers. I tu był błąd. Czekaliśmy godzinę, o 20 zjedliśmy go. Dramat. Był smaczny. Cóż, miał być cytrynowy, był. Ale weekend był wspaniały. Początkowo myśleliśmy, że wrócimy za tydzień lub dwa na Wielką Fatrę, ale stwierdziliśmy, że jesteśmy super nasyceni tymi górami, czas zmienić kierunek, wrócimy tu za rok. Nie ma co przeginać. Pisze te słowa, gdy w nogach mam ponad 100km na rowerze i chcę napisać ten post, aby móc skupić się na zdjęciach z dziś.
.
Wróciłem do Paula Theroux, tym razem - Wielki bazar kolejowy. Pociągiem przez Azję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz