.
Rano. Jedziemy na Kladské sedlo, stamtąd ruszamy na wschód. Pomyliliśmy drogi w okolicach Chlupenkovec, zagadani poszliśmy na południe, zamiast dalej do Niedźwiedziej Chaty. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odkryliśmy cudną polanę w okolicy Kunickiej Hory, później leśną ścieżką korygowaliśmy. Nie ma to jak zejść ze szlaku, zaraz jest przygoda. Góry cudne, płaskie, puste. Pogoda wymarzona. Idziemy i patrzymy jakby tu było na rowerze i wygląda to naprawdę obiecująco. Niedźiewidza buda - pamiętam jak pojechaliśmy pierwszy raz tutaj, naszym Clio lata temu. Więcej w aucie, niż w górach. Ładne to miejsce, można chwilę odpocząć. Później już Rudawiec. Tam spotykamy znajomych, których poznaliśmy podczas naszego trekkingu na GR 20 na Korsyce. W górach zbytnio się nie rozglądam po ludziach, ale to oni nas poznali. I ile jeszcze pamiętali z tamtych dni. Ludzie to mają pamięć. Chwila miłych wspomnień i robimy swoje. Rudawiec. Tak, cudna góra. Jesteśmy tu trzeci raz. Jak jest znak, idziemy w głąb borowiny, tam są takie prowizoryczne siedzonka, nie wszyscy o tym wiedzą. No więc zaszyliśmy się tam, popatrzeliśmy w dal, zjedli, co mieli do zjedzenia i ruszamy na zachód. Do czekających rodziców i auta. Wyborna trasa. 17km w nogach z apetytem na drugie tyle. Wracając podjechaliśmy jeszcze do Lutynii, malutkiej wioski przy granicy, żyje tam wedle podań ok. 40 osób. Krótki spacer, kościół, wolno chodzące krowy i byki pokazały nam kto tu rządzi i zwinęliśmy się do auta. Wieczorem spacer po starej części Lądka. Było cudnie. Wspaniałe miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz