Rano obudziło nas słońce, ale wkrótce znikło za chmurami. Nic nie musimy, wszystko wolno się toczy. Leniwe śniadanie w poniedziałkowy poranek (25.03). Jakie to super uczucie, że oni tam w biurach już fedrują, a my tu wypoczywamy. Jaki plan? Miały być góry, ale z tego co widać za oknem i co mówi telefon, nie ma sensu, zatem zwiedzanie okolicznych wiosek (a jest co zwiedzać) i do domu. Mamy sygnały, że Pan Remonciarz ma skończyć robotę, więc czeka mnie sprzątanie. Jedziemy, z wielkim postanowieniem, że tu niebawem wrócimy. Jedziemy do Winnicy, zobaczyć ruiny klasztory. Po drodze mijamy malownicze wioski, w których czas płynie wolno. Oj bardzo wolno. W Winnicy przy ruinach budynku kręci się mężczyzna, podchodzę, zaczynam rozmowę. Mieszka tu, aż strach pomyśleć. Ale żyje i nie poddaje się. Nie widać, by nadużywał alkoholu. Doceniam jego determinację, chęć życia i pogodę ducha. Później jedziemy do Jawora, Kościół Pokoju, pech chciał, ale w marcu w dniu roboczym nie jest dostępny dla zwiedzających. Pokrzątaliśmy się trochę po miasteczku, lubimy podreperować ich lokalne PKB i coś kupić. Kolejny przystanek to Małuszów. Przy okazji odkryłem, że na google maps, jak się wpisze atrakcje, to pokazuje ciekawe miejsca z danego regionu. Najpierw krzyże pokutne, zawsze to wzbudza i podziw i ciekawość, a później kościół, a obok niego ruiny pałacu. Jak ja lubię takie miejsca. Jest ich całe mnóstwo na południowy-zachód od Wrocławia. Tyle. Tak minął długi, ciężko zapracowany weekend. Niemal końcówka okresu próbnego, mała celebracja, ale na świętowanie przyjdzie poczekać jeszcze kilka dni. Teraz pozostaje naciągać pogodę.
.
To był wpis na blogu numer 999.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz