.
W piątek 5.04 wcześniej wyszedłem z pracy, tak, by przed 15.30 wyjechać i ominąć korki. Jechało się niezwykle płynnie. Słońce było jeszcze wysoko, gdy dojechaliśmy do mojego cudownego miejsca na zachodzie, do Lubiechowej. Plan był taki, że szybko się wczekujemy, odświeżymy i na kawę do Jeleniej Góry. Palarnia Aroma. Fajne miejsce. Pani bierze Indie (pierwszy raz widzę ziarna z Indii), ja Brazylię i się delektujemy. Rundka wokół rynku i do domu, zaznać ciszy. Nazajutrz czeka nas ciekawa trasa. Ruszamy około 9-tej z przełęczy między Janówkiem i Rząśnikiem, dziura jakich mało, ale ja pokochałem te miejsca. Idziemy żółtym szlakiem, jest zimno i wieje, mimo słońca. Pola, łąki, tu chatka, tam chatka, generalnie nicość. Nieco wspinaczki mamy schodząc na czerwony szlak, idąc na zachód w stronę Lubiechowej. Tak, w końcu idziemy wzdłuż gór, które widzimy z okien, a nigdy tam nie byliśmy. Las wycinany, mało ciekawy fragment, nie ma też widoków. Jednak na rower trasa się z pewnością nadaje. Punkt widokowy Okole. Sprzedała nam ten pomysł pani gospodyni tydzień temu. Szału może nie ma, ale warto być. Powietrze nie jest klarowne, ledwo widać zarys Karkonoszy, niemniej wyobrażam sobie, że w zimowy dzień przy dobrej pogodzie tu jest widoczna Śnieżka w 4K. Schodzimy, wiemy, że od tego momentu pójdziemy na dziko, chcemy iść na pagórki zwane Buczami (Buczkami, Buczynami??). I tu się zaczyna dramat... zaraz po zejściu z Okole dopada mnie atak alergii. Katar, kichanie, osłabienie, oczy zaczynają swędzieć. Kto to przechodził, wie o czym mówię. Radość z bycia na łonie przyrody ginie. Męczę się niemiłosiernie. Głowa zaczyna boleć. Leki? Jakie leki, nie pomyślałem o tym. Jest bardzo źle. Pogoda nie pomaga, słonecznie, ale wietrznie. Nic, idziemy. Modyfikujemy lekko plan, nie idziemy na Bucze Małe, tylko na Wielkie. A co tam! Ło Matko, jakie strome tam wejście. Dostrzegliśmy jakąś ścieżkę, to nią poszliśmy. Męczarnia. Do tego na ziemi unosi się sucha ziemia, tumany kurzu wzburzają się, jak się wspinamy. Na górze coś widać, okoliczne wioski, ale frajdy, to ja nie mam. Później przez malownicze pola, prywatne, ale bokiem, aby nic nie zadeptać. Jest frajda. Od czasu do czasu słychać strzały. Myśliwi? Sądzę, że lokalsi lub kłusownicy polują. Docieramy do auta, a ja ma dość. Marzę, by iść do łazienki i się umyć. Ciężka przeprawa.
Wieczór nieco mi wynagradza dzisiejsze męki. Obszerny salon, ciemny i pusty, książka, Pani, cisza. Energia powraca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz