Ta ostatnia niedziela - objazd wsi, czyli Świerklaniec i Rezerwat Segiet

jak już pisałem, ten weekend na domowo, Pani się leczy, bo nie była w górach. Do Świerklańca pojechaliśmy po kilkunastu latach niebycia. Myślałem, że w Pałacu dobra restauracja, a tu klops, szału nie ma. Poranek, niemrawo pojawiają się spacerowicze, jezioro. Cisza i spokój, czyli fajnie. Jawi się plan objechania na rowerze jeziora, jak się ociepli, to nie jest zły pomysł. Później do Bytomia! Ha to jest rewelacja, a tam rezerwat Segiet. Perełka! Mały, ale ładny. Jest klimat i może się spodobać. Krótki spacer. No, ale być tam, to niemal jak w Gliwicach. Kafo i mokka. Trzymają poziom. Ale, właśnie ale, idę na kawę, by się zrelaksować, tym czasem słyszę hałas sztućców i naczyń wrzucanych lub wyrzucanych ze zmywarki. Dzieje się coś ze mną wtedy i dostaję szału. Tak mam. Co na Kafo? Mapki, gazetki, plany wyjazdowe. Później wieczorem jeszcze musiałem popracować, ale robię to z dużą ochotą. Jest moc!