niedziela, 3-ci dzień lutego. Dzień wcześniej celebracja urodzin, w góry było nieco za ciepło, więc wybraliśmy Kraków. Od dawna na naszej liście zimowych miejsc do odwiedzenia. Rzut oka na mapę i... proszę. Kazimierz. Żydowski Kazimierz. Jak to możliwe, że tam nie byliśmy? To za Wawelem coś jest? Ano jest. I to ile! Wypatrzyłem na mapie czarną plamę, więc tam idziemy. Busem poszło szybko i wygodnie. Niedzielny poranek, Kraków budzi się do życia. Jakoś nie mam weny do zdjęć, choć jesteśmy w mieście niemal mekce fotografii ulicznej. Barbakan, Rynek, od tego zaczynamy. Polujemy na dobrą kawiarnię. Nie pijemy "babskiej kawy" - tantiemy idą do Pani, liczy się dobry drip i to nie z Afryki, bo dla mnie za kwaskowata. Jest jedna kawiarnia, mają co prawda Tanzanię, ale nie byłem i nie piłem. Później Wawel, troszkę ludzi. Wchodzimy na dziedziniec i mówię do Pani - jakby tak przenieść się w czasie, gdy pierwsi osadnicy ścieli tu pierwsze drzewo tworząc swoją osadę... Nad rzeką, wśród gęstej puszczy i żubrów. Kiedy to mogło być? w naszej erze, czy też przed? Któż to wie, cudownie byłoby to zobaczyć. Tak, czasami takie głupotki w głowie się mają. Schodzimy na bulwary Wisły, wiele wspomnień mam z tego miejsca. Idziemy na Kazimierz. Dla mnie to zupełnie nowe doświadczenie, zupełnie inne miasto. Odkrywam. Stare domy. Żydowska dzielnica. Chcę do restauracji żydowskiej, ale Pani nie chce dziś próbować. Jest kawiarnia! Biorę dripa z ziaren z Papui. Och, siekiera. Drugi dzień z rzędu drip. Wypłukuje ze mnie energię. Źle się czuję po niej, bardzo osłabiony. Chodzimy, krążymy, jest miło, choć po południu pogoda się psuje. Jest klimat, niepowtarzalny. Warto tam wrócić, może w lepszą pogodę. Wspaniały krakowski dzień.
.
Warszawa w środę, dobry dzień, spotkanie z Prezesem, wartościowe. Jestem dinozaur technologiczny, co z trudem mi przychodzi, gdyż niegdyś jak składałem swój komputer, to musiałem mieć najnowszy procesor u siebie, wiadomo, szpan w klasie. Dziś jestem ultra late adopterem. Kilka dni temu - wstyd się przyznać, w końcu zainstalowałem spotify. Jak mogłem bez tego żyć? Kosmos. Na szczęście ubera wcześniej obwąchałem i też nie rozumiem, jak można było bez tego funkcjonować. A jednak się dało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz