na dworze pada, pół Polski jedzie w góry na Sylwestra, nie będziemy się tam pchać. Za tydzień będzie lepsza pogoda, śnieg i mróz, góry nie uciekną. Zatem siedząc przy choince, która w tym roku jakaś taka marna jest, piękna, ale sucha i gubi igiełki, choć powinna trzymać jeszcze ze 3 tygodnie, postanowiliśmy, że pojedziemy do Sztolni Luiza w Zabrzu. Sztolnia, jak się dowiedziałem, płytka jest, więc żadne tam setki metrów pod ziemią, ale raptem 40m. Ale nie o głębokość tu chodzi. Jest to mój drugi pobyt w Zabrzu. Ostatnio byliśmy
w Guido na szychcie - och co to był za wyczyn. Przez Zabrze przejeżdżałem kilka razy, ale de facto drugi raz moja stopa stanęła w tym mieście. Dotarcie do Luizy też jest "ciekawe", znikome oznakowanie, poszukiwania parkingu, zamiast jakiś znaków gdzie iść, gdzie parking, znalazłem tablice "miód pitny". No ale nic tam. Samo zwiedzanie trasy zajmuje dwie i pół godziny. Ciekawe jest to, że w XVIII wieku Zabrze to była malutka wioska z garstką mieszkańców pokryta lasami, dopiero później bum na węgiel przekształcił tę wioskę we względnie duże miasto. Trasa pod ziemią jest całkiem łatwa, trudno nawet się ubrudzić... Sztolnia nie była do końca trafionym pomysłem i mimo że pomysły były na jej rozbudowę, pruscy właściciele nie chcieli za bardzo w nią inwestować. Niemniej dzięki niej i połączeniu z innymi rzekami tutejszy węgiel mógł trafiać nawet na Wybrzeże czy chociażby do Berlina. Suma sumarum - dobrze spędzone 2,5 godziny. Bardzo mnie raduje, jak taka wyprawa generuje kolejne pomysły. Podsunął je spory afisz "szlak zabytków techniki" i wszystko wskazuje, że do Zabrza wrócimy. Po sztolni pojechaliśmy na kawę. Naturalnym wyborem było gliwickie Kafo, jednak znaleźliśmy "fifty fifty" w centrum Zabrza. Mżawka i ziąb nie ułatwiało i nie zachęcało na street foto seszyn, przeszliśmy kilka ulic i wstąpiliśmy na dobrą, podkreślam dobrą kawę i z pewnością tu zajrzymy jeszcze nie raz.
.
W piątek był mój ostatni dzień w poprzedniej już pracy. Cały dzień pożegnań, chwil, w których wypowiedzieć choć słowo. Smutno. Od środy zaczynam w nowym miejscu i czuję podekscytowanie i ciekawość. I to najważniejsze. Dziwne uczucie, myślami jeszcze jestem przy starych projektach, a tu trzeba o nich zapomnieć i patrzeć w przyszłość. Będzie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz