new Guid(o)

i tak oto w poszatkowaną pogodę w niedzielę wylądowaliśmy na kopalni, a dokładnie na szychcie, czyli 355m pod ziemią. Jak nie w góry, to pod ziemię. Wchodzimy, pokazujemy kod kreskowy, dostajemy bilet (rezerwacja online), zbiera się ekipa, w naszym przypadku to jakieś 10 osób, przychodzi Pan ex-Sztygar i jadymy. Najpierw to idymy się przebrać, dostajemy pełen ubiór, ładne żółte kaftaniki, przypominają mi się czasy mojego technikum i praktyk na kopalni, na powierzchni, ale mimo wszystko pojęcie mam. Tak więc gumioki, lampa, maska, rękwawiczki. Z torby na akumulator zrobiłem sobie torbę na aparat fotograficzny. Szola i zjazd, minuta i jesteśmy 300 m pod ziemią. Idzie się jakby po jakimś tunelu, ani zimno, ani ciepło, normalnie. Zaczyna się później. Pan przewodnik wszystko ładnie opowiada co i jak, ale robi się tu także zadania, w ciemnościach i nie ma lekko - dostałem solidny wycisk. To trzeba coś przenieść, coś zmontować, coś dokręcić, coś zdemontować. Jakieś 6 czy 7 zadań, ale dają w tyłek. Im mniej chopów, tym gorzej, idzie się narobić. Ubaw po pachy. Ktoś to przemyślał i jest czadowo. Na końcu tej tułaczki - pub W sumie 4,5h niezłej zabawy za jedyne 100zł per osoba. Do zapłaty rzecz jasna. Szacun dla górników, idzie poczuć choć namiasteczkę tego, z czym się zmagają pod ziemią. Podziw.