Czechy po raz kolejny! - dzień 1 - Wielki Jawornik

Pani wpadła na pomysł - jedźmy do Czechów na weekend, ten długi, patriotyczny weekend. Świetny pomysł! Nie ma to jak świętować 100-lecie niepodległości z dalsza. Zatem w drogę. Znaleźliśmy kapitalny nocleg w Trojanovicach, pierwszy dzień, niedziela 11.11 - wejście na Wielki Jawornik z Przełęczy Pindula niebieskim szlakiem. Dotarliśmy tam autostradami, winieta jeszcze działa. Parking pusty, jest 9 rano. Chłodny wiatr powiewa, choć w powietrzu ponad 10 stopniu, a w sercu wieczna wiosna. Liściasty las, gdzieniegdzie wdać wycinkę, ale tak "po niemiecku", równo, czysto, poukładane wszystko. Na Jawroniku jest wieża widokowa, na którą warto wejść, widać okoliczne wioski i pagórki, a także Łysą Horę. Wiało. Na schronisku usiedliśmy z tyłu, na dworze. Wewnątrz, klimatycznie, gwarno. Setki, pięćdziesiątki latały tu i tam. Potrafi się czeski naród bawić. Kofola jako trunek obowiązkowy. Rozprawiamy o nadchodzących "pomarańczowych" zmianach. Temat numer jeden. Głowa do góry! Góry, właśnie. Wielkie przemiany, skłaniają do myślenia. Spokojnym krokiem docieramy do rozdroża pod Kamieniarką. Nie mamy dziś zamiarów bić rekordów. Pani testuje nowe buty na "Z". Obdzierają, ale lepiej tu, niż na skałach. Lubię być lojalny, jeżeli coś działa, tego się trzymam. Olympus, Columbia, Sony... lojalność, no właśnie, znowu o robocie. Coś się kończy, coś zaczyna. Docieramy do naszego pokoju, dom wielki, my sami. Jak się położyliśmy o 15-tej, tak laba trwała do 22-giej. Książki, wrestling, wszystko i nic. Odpoczynek. Zaczynam wracać do swojego normalnego życia, zaczynam czuć głód wiedzy, pasję i ciekawość.