Czechy po raz kolejny! - dzień 2 - Radhost

Radhost - góra trzech religii. Jest zimno i wieje. Długie podejście z Trojanovic, malutkiej, ale urokliwej wioski. Dłuży się. Pani ma obdartą stopę, nowe buty trzeba rozruszać. Wychodzimy z lasu, w miarę bezchmurne niebo, podążamy w kierunku kaplicy św. Cyryla i Metodego. Przed nią stoi ich posąg. Wewnątrz kaplicy niespodziewane wzruszenie - zdjęcie z kaplicy w St.Paul w Minnesocie, gdzie stoi podobny posąg. Minnesota... na zawsze pozostanie mi blisko w sercu. Wyszliśmy z kościoła, schronisko, kofola, wychodzimy... a tu szok! Ciemne chmury, nagła zmiana pogody. Po Sumatrze deszcz naprawdę nie robi na mnie kompletnie wrażenia. Ubieramy się ciepło, kurtki, czapki i ciśniemy na wschód, szeroką drogą (właśnie, do poczekalni musimy ją dodać, bo na rowery idealna) do przełęczy Pustevny. Po drodze mijamy posąg Radegasta, słowiańskiego boga. Jest przyjemnie. Sporo turystów jak na poniedziałkowy roboczy dzień w Czechach. Schodzimy dość stromo do samochodu. Co dalej? Ano kawa. Upatrzyliśmy jedną kawiarnię w Ostrawie. Nigdy nie byliśmy w tym mieście, choć nigdy też nie mieliśmy powodu tam jechać, słyszałem, że nic tam nie ma ciekawego i dziś mogę to potwierdzić. Kawa, jak to kawa, więcej problemów było ze znalezieniem miejsca do zaparkowania.

To był weekend na obczyźnie, bardzo miły i potrzebny. Przede mną ważny tydzień.