Do Strękowej Góry dojeżdżamy ok. 11 i wsiadamy na rower. Jedziemy na zachód niebieskim szlakiem nazywanym "meandry Narwii". No i się zaczyna. Z jednej strony widoki prawie jak w Nowej Zelandii, wielkie łąki, pastwiska, trochę krówek. Ale ta jazda, nawierzchnia piaszczysta i często trzeba rower pchać. To spowalnia wycieczkę. Niemniej jak ustaliliśmy w kategorii "polska wieś" - ta trasa Wybiebrza, czyli wymiata.
W bólach dojeżdżamy do okolic wioski Ruś, gdzie wchodzimy do lokalnego baru. Bar jak bar, typowa polska nora z parasolami firmy piwnej lub robiącej soki, serwującej schabowy, piwo i lody oraz puszczającej muzykę jednej z popularnych rozgłośni radiowych. Uzupełniamy cukry pijąc litrowy sok w 100% z owoców i cukrów i kręcimy dalej do Burzyna, gdzie mamy nadzieję na obejrzenie w końcu Biebrzy. Zmęczeni docieramy do punktu widokowego, skąd rozpościera piękny widok na okolice i Biebrzę. Schodzimy na dół do rzeki, ja oczywiście jakbym pierwszy raz rzekę widział na oczy, włażę do wody. Mam sandały keen, więc wypada i można. Co się dzieje, otóż wchodzę, woda ciepła, bo rzeka praktycznie stoi. Ryby nie uciekają, odwrotnie - płyną ku mnie. Nie wiem, co mam takiego, że je przyciągam, ale widok niesamowity. No i ta cisza, wszędobylska cisza i pustkowie. Coś pięknego.
Wracamy. Po drodze stajemy znowu w barze, znowu cukry. Stąd dzwonie do Pana Kajaka, gdzie rezerwuję przepływ na pojutrze. To będzie nasz debiut. Później kręcimy ile sił do auta. Jest dramatycznie. Wąska droga, prosta, auta pędzą, my na krawędzi. Znalazł się jeden głupek, który wyprzedzał tira jadąc prosto na nas. Zjechaliśmy na trawę. To jest podstawowy element, dla którego nie cierpię podróży po tym kraju, debile na drogach. Kilka kilometrów dalej 3 godziny później na tej drodze był wypadek, 6 rannych osób, polna droga przez pole. Ok. 16 docieramy szczęśliwie do Strękowej Góry, chwila przerwy, jedziemy dalej, wg planu. Tym razem robimy kółko żółtym szlakiem na południe od Bagna Ławki, czyli Laskowiec, Brzeziny, Giełczyn. Powiem krótko - cudo! Kilka osad odciętych od świata. Ludzie nie z tej ziemi. Wszyscy się znają, wszyscy pracują w polu. Jest 17, ludzie wychodzą przed swoje domy, siadają na ławkach i dumają. Patrzą przed siebie w ciszy, czasami zagadają sąsiada. Błoga melancholia. Coś nieprawdopodobnego. Gdzieś na końcu tego kółka prawdopodobnie obok Giełczyna znajdujemy kościół wśród zniszczonych sądów. Cudowne miejsce, nic tylko chodzić i robić zdjęcia. Takich miejsc jest tu mnóstwo, stare chaty, piękne łąki, ptaki... Co za dzień. Wracając jedziemy ponownie do Tykocina, żydowska restauracja, powrót do domu. Piękny pobiebrzony dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz