Dziś - tj. 26.08 - piszę to regularnie w trakcie pobytu, publikuję po - po pracy wsiedliśmy w zapakowane auto i ruszamy. Plan jest taki, aby rozłożyć podroż na 2 dni, nie jesteśmy szaleńcami, aby jechać przez noc. Szkoda nocy. Nocleg zarezerwowaliśmy w Rzeszowie, choć przez moment był to Lublin. Do Rzeszowa docieramy ok 19, szybki prysznic i do downtown na kawę. Nie miałem pojęcia, co mnie czeka. Zrobiliśmy mały rekonesans, wiedziałem, że na kawę idziemy do Holalola, ale co poza tym? Szok zaczął się w momencie, kiedy z daleka zobaczyłem rynek. Jak to opisać? Ładniejszego rynku nie widziałem do tej pory w Polsce. Słabe to stwierdzenie, bo Polskę znam mało, ale coś nie coś już widziałem na świecie. Ale co mnie uderzyło, to ludzie, ich ogromną ilość, kultura, uśmiech i postawa. Nie ma tu żuli, wandali, kogoś, kogo inni mogą się bać, są za to ludzie w różnym wieku, siedzą, bawią się, cieszą życiem, nikomu nie przeszkadzając. Jest gdzie siedzieć. Każda kamienica jest odnowiona, czysta, zadbana, kawiarni i restauracji mnóstwo, ale jakie! Naprawdę wystrój każdej z nich wzbudza podziw i chce się wejść po prostu zobaczyć. Tłumy siedzą na rynku, zaś boczne uliczki również tętnią życiem. Uważam, że tak ładnie nie ma nawet w Krakowie czy Bielsku. Co jeszcze rzuca się w oczy, brak reklam, spójna architektura, wszystko dookoła wydaje się poukładane i przemyślane. Jest czysto. Słowem pozytywne feng shui od pierwszej minuty. Pięknie. Szkoda, że ten Rzeszów jest tak daleko.
Siedzimy teraz w piątkowy wieczór w Rzeszowie i olśnienie - zapomnieliśmy paszportów. A chcemy jechać na Białoruś. Plan jest jeden, rodzice podeślą nam je kurierem. Cóż, skleroza nie boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz