8.30 wyjeżdżamy z Rzeszowa. Będzie co wspominać, piątkowy wieczór w downtown będzie należał do tych lepszych. Droga numer 19, będzie towarzyszyć nam niemal cały dzień. Po drodze kilka punktów do zobaczenia, w tym Narew i Bug. Pani kieruje, ja mogę monitorować, gdzie są korki. Zdecydowaliśmy objechać Lublin wiochami z zachodu, co myśmy się na oglądali... prawdziwe oblicze polskiej ściany wschodniej. Jak ktoś uważa, że jest biednie, to nawet nie wie w jakim jest błędzie. Jest skromnie, ale ładnie. Gęstość zaludnienia bardzo mała, więc pola, łąki, lasy, domek i tak w kółko. Ogromne połacie. Dróg nie ma dobrych i szerokich, szkoda. Pierwszy duży przystanek to Siemiatycze, obiad i Góra Grabarka z krzyżami. Robi wrażenie. Wchodzi się pod małą górkę, na której stoi cerkiew otoczona setkami krzyży różnej wielkości. Owe schody podzielone są na dwie części, dla wchodzących i schodzących. My schodzimy, po nowozelandzku, no cóż, tak mamy. Czyli pod prąd. Miejsce to święte, jednak kilka starszych pań wspinających się na górę nie zawahało się nam dobitnie zwrócić uwagi, że tedy się wchodzi, a nie schodzi. Ech ta młodzież...
Nie da się zapomnieć, że jesteśmy w Polsce przecież. Po 10 godzinach podróży docieramy do Biebrzy, do miejsca, gdzie mamy zabookowany nocleg. Kolejna przygoda. Wjeżdżamy na plac, po chwili gospodarz wychodzi, witamy się no i gadka szmatka. Akcent mocno zruszczony. "Panie, u nas cisza i spokój, żadnych awantur, złodziei, nic się nie dzieje. Zielonych ludzików też nie ma". Zaprasza na salony, jego żona z nogą w gipsie siedzi w kuchni. Każe siadać i wysłuchać wykładu o miejscu, w którym spędzimy kolejny tydzień. Widać, że jest lub była nauczycielką. Gościnność na najwyższym poziomie, autentycznie. Mieszkamy praktycznie z nimi, współdzielimy to, co mają. Na dobranoc dodają "czujcie się jak u siebie w domu" i autentycznie tak jest. Zapowiada się naprawdę miły pobyt. Mają do nas mnóstwo pytań, skąd jesteśmy, a dlaczego akurat tu urlop, a jak się jechało, a czemu jutro do kościoła, co tam u nas na południu kraju, dyskusji nie ma końca.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz