Nadrabiam zaległości. To było tydzień temu w sobotę, 2.07. Miały być Tatry, ale wyszło jak zwykle, czyli deszcz. Pojechaliśmy na weekend do Korbielowa z rowerami. Pani wyczaiła trasę dookoła Babiej. Pomysł od razu wydał się trafiony. Sobota, 8 rano meldunek się w Slanej Vodzie. Zaczynamy. Pogoda jako tako. Najpierw w kierunku Tabakowej Przełęczy, tam musieliśmy pchać rowery, później ostry zjazd do Zawoi i następnie creme de la creme - wjazd na Krowiarki. Łatwo nie było, ale największą przeszkodą są kierowcy, niektórzy mijają dużym łukiem, ale są i tacy, którzy chętnie by nas wepchnęli do rowu. Daliśmy radę. Tłumy na Przełęczy. Później. Zjazd w kierunku Zubrzycy. Tu zaczyna się magiczny kawałek, o którym wie niewielu. Południowe zbocze Babiej Gory. Trochę łąk, domków, polanek, słowem - piękne pustkowie. Dojeżdżamy do miejsca, gdzie zielony szlak idzie na Babią. Nigdy tedy nie szliśmy. Jest punkt informacyjny, są i zimne napoje. Robi się gorąco. Dzwonię do Rodziców, Tata mówi, że w Zakopanem przeszła i ulewa z gradem. Dobra decyzja być u podnóża Babiej. Do Slanej Vody nie ma daleko. To była trasa. Klasyk. Mogę nią jeździć co roku, ale następnym razem warto się wybrać w drugą stronę. 55km w nogach, 1200m różnicy
wzniesień.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz