MN 3 - Streets of Amsterdam

Lecimy z Minneapolis przez Amsterdam do Krakowa. W Holandii mam 7 godzin przerwy, więc decyduję się pojechać do miasta i zobaczyć Amsterdam z bliska. Najpierw kupuję bilet na pociąg, sprzedaje maszyna, idzie to strasznie wolno. Następnie pociąg, te kursują co 15 minut. Szybko schodzę na ziemię, gdy stoję w rozgrzanym dusznym wagonie. Tak tak, to Holandia, nie Polska. Po jakimś kwadransie wychodzę cały mokry z pociągu i przed oczami ukazuje się Amsterdam. Pierwsze co rzuca się w oczy, to mnóstwo rowerów i ludzi. Dużo młodych ludzi. W sumie nie powinno to być dziwne. Palenie marihuany jest tu dozwolone i zapach ten spotkać można na każdym rogu. Nie ma ludzi walających się po uliczkach, lecz wszędzie dosłownie wszędzie widać uśmiechnięte buzie młodych ludzi i coś w rodzaju papierosa w ręku. Uliczki przenikają między kanałami wodnymi, po których śmigają łódki. Chciałem wypić kawę, ale nie mam gdzie. Coffee shopy owszem są, ale sprzedają zioła. Wszedłem, zobaczyłem, doświadczyłem zapachu. Wszędzie pełno ludzi, trzeba uważać, by nie zostać rozjechanym przez rowerzystę. To takie zepsute miasto. Takie stwierdzenie przychodzi mi na myśl. Nie znalazłem tu nic ciekawego poza okazjami do street photo. Ich było mnóstwo. Po paru godzinach wracam pociągiem na lotnisko, gdzie kilka kolejnych godzin czekam na lot do Krakowa. Strasznie długa podróż. Ale jak to mówią, wszędzie dobrze, lecz w NZ, tzn. w domu najlepiej.