Około 8 wyruszyliśmy z Takaka krętą drogą przez góry do Marahau. O 9.30 zaczynamy nasz marsz. Pogoda na razie jest dobra, trochę wieje, jak to nad morzem. Ludzi nawet sporo na szlaku, to ponoć najbardziej popularny Great Walk w Nowej Zelandii. Wodne taksówki kursują wzdłuż trasy, co pozwala turystom zorganizować dzienne wycieczki. Plecak ciężki, jednak zeszłoroczne doświadczenie z Korsyki procentuje. Trasa nie jest wymagająca, idzie się wzdłuż wybrzeża wśród paproci, drzew i innych krzewów, nie sposób się zgubić. Zapachy, śpiew ptaków - tego nie da przenieść się na papier. Od czasu do czasu pojawiają się punkty widokowa. Pierwsze, co rzuca się w oczy od początku trasy, to wyspy Fisherman Island i Adele Island. Po blisko 4 godzinach marszu docieramy do Anchorage, naszego pierwszego przystanku. Tu będziemy spali. W chacie, jest to coś w rodzaju schroniska, jednak bez prądu, sklepu, ciepłej wody, czyli całej tej otoczki znanej z Polski. Po prostu noclegownia. Rezerwacje zrobiliśmy przez internet, można także na miejscu w biurze DOC. Bez potwierdzenia rezerwacji nie można spać. Pracownik DOC przychodzi i prosi o dokument potwierdzający rezerwację, dodatkowo pyta gdzie śpimy, gdzie i jak idziemy, itp.
Jest tu ponad 30 łóżek, a raczej materacy, są one podzielone na 4 pokoje. Chata jest ogromna, a poziom czystości robi naprawdę wrażenie. Została ona oddana do użytku 2 lata temu. Jest także niewielkie pomieszczenie przeznaczone na gotowanie, trzeba mieć ze sobą gaz. Wodę trzeba przegotować. Po 16 jesteśmy już po obiedzie, jest cisza i spokój. Zimny wiatr wieje z Pacyfiku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz