Góry Bystrzyckie - dzień 3 - Bystrzyca Kłodzka, Chełmiec

post numer 500, czas leci. Mamy niedzielę, 22. czerwca, po dobrym meczy Niemcy-Ghana dobrze się spało. Wstajemy, śniadanie, pieszo dreptamy do kościoła. Można poobserwować życie lokalsów. Wesoło nie ma, biednie i skromnie, kościół również nieremontowany od lat, ksiądz siedzi na fotelu z jakiegoś kompletu wypoczynkowego, zamek w Międzylesiu również wygląda marnie, ryneczek - smutno, kiedyś tętniło tu życie. Jadąc na północ w kierunku Wałbrzycha zatrzymujemy się w Bystrzycy Kłodzkiej, chodzimy po rynku i okolicach. Zwiedzamy basztę, bardzo miła pani chce nam otworzyć 2 pozostałe baszty, ale nie jest to naszym celem. Naprawdę mili ludzie tu są. Turystów mało, jak na długi weekend. Po godzinie jedziemy na północ, mijamy Nową Rudę, widzimy Góry Sowie, krajobraz niewiele się zmienia. Jakoś utarło mi się w głowie, że to "ściana wschodnia" jest dużo biedniejsza, niedoinwestowana, itp. Dziś śmiało mogę stwierdzić (w 2 ostatnie miesiące przejechałem Polskę od Wołosatego do Wałbrzycha), że właśnie jest odwrotnie, to wschód jest w dużo lepszej sytuacji. Ale co tam, nie jestem ekonomistą, piszę co widzę.

Wałbrzych - to jest przeżycie. Naprawdę. Pochmurna pogoda dodatkowo potęguje smutny nastrój. Tu też tętniło życie. Hotel Sudety - przy głównej drodze, obok dworca. Żal patrzeć. Zdjęć nie zrobiłem, bo tylko przejeżdżaliśmy, ale są tacy, którzy to zrobili i podzielają mój pogląd - link. Podjeżdżamy pod Chełmiec, duży krzyż milenijny widać z daleka. Normalnie byśmy tam nie wstąpili, ale ponieważ do korony nam brakują 3 oczka i jest niejako po drodze... Wybieramy szlak niebieski, niby najkrótszy, wspinaczka zajęła nam godzinę, stromo. Jeszcze ubrałem sobie sandałki, trochę powalczyliśmy, ale udało się. Jeszcze 2. Sama góra nie jest warta rozpisywania się. Las, chaszcze, szczyt. A na nim - biwak i grille, śmieci i bród. Łyk wody, zdjęcia i uciekamy żółtym szlakiem. Niesmak duży, ale co tam, zaliczone. Przeciętny to był weekend, ale lepsze to, niż siedzenie w domu.

Przyszły weekend, standard, pada. Wydaje się, że ani rower, ani góry, tylko futbol pozostaje, zobaczymy.