Weekend w Jesenikach - dzień 1 - Lipova Lazne - Serak

wyjeżdżamy z Polski zaraz w piątek po pracy (było to tydzień temu). A4, Krapkowice, Prudnik, Głuchołazy... Znamy na pamięć, świetna trasa, łatwo się jedzie. Wioski w woj. opolskim są bardzo ładne i dwujęzyczne, co nie powinno dziwić. Czechy witają nas ulewą. Musimy stanąć obok marketu, aby przeczekać nawałnicę, nie da się jechać. Wyjątkowo nie mamy zaklepanego noclegu. Zazwyczaj mam wszystko zaplanowane, tym razem jedziemy w ciemno. Mam upatrzony jeden hotel z booking.com, ale nie umiemy go znaleźć. Ludzie nie pomagają nam, nikt nic nie wie. Jednak przy drodze widzę żółty pensjonat, który znam z wymienionego wyżej portalu. Dzwonię. Pytam o pokój. Pan kręci nosem, pyta ile osób - 2. Pokój jest na 5. Myśli, duma, w końcu zaprasza do środka. Jest bardzo miły i uprzejmy. Gościnność i porządek czuć już od progu. To jest to. Feng shui, być może. Pensjonat zwie się "Sindel", na przeciw jest knajpa. Zaraz po wczekowaniu tam wpadamy, smażony ser i kofola. Idziemy spać. Rano sipi. Ale co tam, przyjechaliśmy tu, aby wejść na Serak. Idziemy. Najpierw niebieskim. Mnóstwo poziomek. Nie umrzemy z głodu. Jest mokro. Szlak fajny, regularnie pod górę. Później schodzimy na żółty szlak, ale trzeba uważać, bo można go nie dostrzec. Końcówka stroma, ale idzie się dobrze. Szczyt. Zamglony kompletnie. W tym roku nie jest to rzadki widok. Na schronisku pełno ludzi. Rosołek i kofola. Wejście zajęło nam 3h, schodzimy żółtym i później zielonym. Straciliśmy na moment szlak, wdepnęliśmy w jedną z wielu przecinek dla rowerów. Naprawdę ładne lasy.   Idziemy na obiad. Pstrąg i kofola. Wieczór marzenie. Prysznic, jazz (jest wifi i moja ulubiona stacja), podręcznik do egzaminu, leżę i się uczę. To jest klimat. Jedna z lepszych sobót w ostatnim czasie.