Rano wyjazd z hotelu w Sydney o 6, ale już o 5.30 idziemy do restauracji na śniadanie. Przy wczekowaniu ukazuje się, że bilet do Queenstown ma jakiś problem. Zauważyłem też, że nie lecimy bezposrednio do Queenstown, tylko najpierw do Christchurch, a później do Queenstown. 1 lot ekstra. O nie. Ciężki lot z Sydney do Christchurch. Potężne turbulencje, nad Morzem Tasmana i nad Nową Zelandią. Nawet nieziemskie widoki nie rekompensują tego. Lecimy liniami Quantas. Super obsługa, super poczestunki. Lepsze, niż British Airways. Dla zainteresowanych polecam sprawdzić połączenie z Australią czy Nową Zelandią właśnie przez Quantas, lata z Frankfurtu przez Singapur. Wysiadamy w Christchurch. Witaj Nowa Zelandio! Po wejściu do budynku słyszymy uspokajający śpiew ptaków, czuje się niesamowicie. Jestem po drugiej stronie kuli ziemskiej. Cisza i spokój. To czuć od razu po wyjściu z samolotu. Pani na odprawie prosi o pokazanie biletu powrotnego, na specjalnej karcie rozdawanej w samolocie trzeba było napisać miejsce docelowe z adresem hotelu. Pan sprawdza obuwie, czy nie przyczepiło się tam coś niedobrego. Koniec dobrego - zaczynają się problemy! Idziemy sprawdzić nasz bilet do Queenstown. Miły pan mówi, że jest problem, samolot, którym mamy lecieć jest pełny, proponuje lot za 5h. O nie. Jesteśmy wykończeni, a tu dodatkowe koczowanie na lotnisku. Złość i wściekłość. Kiedy to się skończy ? Trzeci dzień tułaczki przez świat. W sumie to fajna sprawa, ale zmęczenie dobija. Jesteśmy na końcu końców globu - Christchurch. Zaraz zaczyna sie Pacyfik. Nie tak miało być. Nie mieliśmy sie tu znaleźć. A jednak.
Padamy w sali dla podróżnych, rozbijamy obóz i leżymy. Jest darmowy internet, 30 minut, starcza na telefon do rodziców przez Skype Out i drugi już mail do hotelu z prośbą nie anulowanie rezerwacji. Krew leje mi się z nosa. Zmęczenie, ciśnienie, nie wiem co jeszcze. Pani idzie zbadać teren lotniska. Na górze jest małe centrum handlowe. Idę zmienić walutę, na tablicy kursów widzę Tonga, Fiji, Samoa. Obok sklep "Antarctica" z rzeczami dot. Antarktydy, Gdzie jaj jestem ? Niesamowite. Idę po wodę. Sprzedawcy strasznie mili, pytają się skad jestem, na wieść, że z Polski kiwają z niedowierzaniem głowami - tak daleko. ano daleko. A ja chcę do Queenstown. Dowiaduję się w sklepie, że jest tam pięknie. Zobaczymy, jak tylko dolecimy. Z głośników leci "Cicha noc", jest gorąco, bezchmurne niebo. Święta idą. Wreszcie lot do Queenstown. samolot taki mały, latający PKS, ze śmigiełkami, takim ufam najmniej. Ale to już ostatni lot, tylko 1h. Trwa jak wieczność, pod nami góry, widoki piękne ale i trudne lądowanie, bo lotnisko małe. Udało się. Koniec tułaczki. Zajęło nam to 52h, ale już jesteśmy. Łapiemy stopa, który podwozi nas do hotelu, prysznic i w końcu normalne spanie.
W trakcie lotu między wybrzeżem Nowej Zelandii nad Morzem Tasmana a Christchurch
Poczekalnia w Christchurch
Sklep z gadżetami dot. Antarktydy na lotnisku w Chirstchurch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz