
Jest szaro buro ale na pewno nie ponuro. Po 2 latach znowu tutaj. 4 samochody poza naszym. Ruszamy. Plan minimum to Grób Hrabiny. Na pierwszy ogień - 2 dzikie ptaki, przypuszczam, że to myszołów. Tutaj znajdę dziką zwierzynę, w Wołosate już nie. Początkowo drogą przez las, za zakrętem w prawo już widzę Beniową i charakterystyczne pojedyncze drzewo obok zalesionego cmentarza.

Jedno z moich ulubionych miejsc tutaj. Wszystko jest inne niż ostatnio, większe, zarośnięte. My też jesteśmy inni, ale wciąż ci sami. Zakochani w tym miejscu. Wchodzimy na ruiny, krzewy większe, drzewa większa, reszta ta sama. Z przykrością zauważamy, że nikt o to nie dba. Mam świadomość, że ta strona jest po to, by opowiedzieć światu, co tu tutaj się znajduje. Z przyjemnością to zrobię. Dalsza droga wiedzie przez łąki, droga jest węższa niż ostatnio, oset ma 2m wysokości, jest dziko. Ale było inaczej, nie ma tych pięknych kwiecistych łąk, są mocno zachwaszczone. Cóż, przyroda tak chce. Idziemy kawałek lasem przed schronem Pod Negrydlowem, aż prosi się o kładki, bo człapiemy po błocie. Był schron, nie ma schronu.

Zburzony. Teraz czeka na godzinka drogą. Męczące, ale wokół pięknie. Ptaszki śpiewają, słychać krzyki dzikiego ptaki gdzieś w dali. Na błocie dostrzegam ślad dzikiej zwierzyny, sarna albo jeleń - naprawdę duży. Oni tu są, dobrze. Na skrzyżowaniu nad potokiem Niedźwiedzim jest nowa wiata, to cieszy, natomiast nie cieszy śmieć pozostawiony przez panów leśników. Żeby było śmieszniej, niedaleko stąd znak - "prosimy nie śmiecić". Teraz lasem w kierunku Ukrainy, błoto, gdzie są kładki ? Łąki, które porośnięte były kwiatami, dziś zachwaszczone. Smutno. Miejsce to traci swój urok. Docieramy do ruin dworu Stroińskich. Nie poznaję. 2 lata temu mogłem go obejść, dziś chaszcze są tak wysokie jak ja. Tabliczka ostrzega, bym nie wchodził do piwnic. Śmieszne. 40 min. do Grobu Hrabiny. Idziemy. Nie możemy się oprzeć wrażeniu, jak bardzo te piękne miejsca się zepsuły, ale to przyroda, nie człowiek, co możemy na to począć ? San coraz węższy. Po ok. 3h drogi mijamy ostatnią kładkę i jest - Grób.

Miejsce niezwykłe, bardzo dla mnie sentymentalne. Chciałbym tu być często, ale nie mogę. Siadamy tu na przeciwko grobów, obowiązkowe dotknięcie obu nagrobków. Siadamy, patrzymy, milczymy. Jak dobrze, że tu znowu jesteśmy - już 3-ci raz w ciągu ostatnich 4-ch lat. Jestem tu, by opisać to miejsce innym i pokazać jego piękno i historię. Na pewno napiszę w oddzielnym poście o tym miejscu więcej. Blisko godzinna przerwa, zdjęcia.
Kilka osób się przewinęło. Ciężko wstać i ruszać w drogę powrotną. Na źródła Sanu nie idziemy, pogoda nie pewna, a chcemy zostawić trochę sił na jutrzejszy wypad w góry. Z bólem serca odchodzę wierząc, że tu wrócę tak szybko, jak to możliwe. Wiem, że dojście tu wymaga wielu poświęceń, w szczególności samochodu, który się nacierpi dowożąc nas do Bukowca. Wracamy, zaczyna padać. Przed skrzyżowaniem widzę na błocie świeży ślad, to sarna lub jeleń, duży, Robię kilka kroków, w krzakach wielki szelest, widzę tylko olbrzymi brązowy tułów zwierzęcia, które spłoszyliśmy. W końcu coś! Przecież to Bieszczady, a tego mi brakowało. Powroty są z reguły szybsze. Żegnamy się z lasem, a w szczególności z Beniową. Oj będzie mi brakowało, ale mam tyle zdjęć, że muszą wystarczyć. Ok. 17 docieramy na parking, sipi, ale jest wspaniale. Cisza, przyroda - po to tu jesteśmy. Teraz tylko wyjechać stąd. Niestety przyszedł czas odjazdu. Spoglądam na Tarnicę - tylko kłęby mgieł. Mijamy Muczne - żegnam się z tą osadą, Wilcza Jama się rozbiera, smutne to. Po drodze mijamy jeszcze kotły z węglem drzewnym - stajemy, pokażę to światu jak tu jest. To moja misja. Po ponad godzinnej drodze docieramy do Ustrzyk, nasza knajpka, dziś pstrąg - genialny. Ale i tak najlepszy jest w Wilczej Jamie. Panie Pawlak - powodzenia w Smolniku. To była najbardziej emocjonalna z wypraw. Wieczorem pakujemy się, jest smutno, ale 2 noce mamy w Cisnej, to nie będzie to samo. Licznik dziś wskazał 17,5km, razem 92,5km. Jak dobrze pójdzie - jeszcze 2 dni i 2 wyprawy, w tym moja ulubiona trasa górska - Tarnica - Halicz - Rozsypaniec. Zaryzykowaliśmy główną trasę na ostatni dzień, ma padać, ale chyba pójdziemy.
Wieki całe tam nie byłem... a Towarzystwo Beniowskie - kojarzysz takie? W sumie chyba z dwa lub trzy miesiące przemieszkałem tam i na Siankach, latem, zimą... Ale pojęcia nie mam, jak to teraz wygląda. Tylko w "tamtych czasach" łaziło się tam na piechotę, a jedyne samochody, które tam jeździły, to WOP (jeszcze nie Straż Graniczna!) i służba leśna, przed którymi i tak trzeba było gonić w krzaki...
OdpowiedzUsuńnie słyszałem o Towarzystwie Beniowskim, co to takiego ? Zimą musi być niesamowicie, ale nie byłem nigdy o tej porze roku. Trudno dobrać słowa, aby opisać klimat tamtych miejsc, niezwykłe, ciche, dzikie. Mało zwierzyny, ponoć przeszła w inne miejsca, wędruje.
OdpowiedzUsuń