Około 10 wyjeżdżamy w teren, najpierw do siedziby BPN, kupujemy bilety tygodniowe, gawędzimy z panem sprzedawcą, jest dobrze zorientowany co w trawie biebrzańskiej piszczy, co bardzo doceniam, nie ma to jak kompetentny pracownik Parku Narodowego, który sprzeda Ci wiele cennych porad. Bilety tygodniowe kosztują 30 złotych i jak najbardziej warto się w nie zaopatrzyć. Jest gorąco. Jak pan słyszy jakie mamy plany na dziś, mówi, że nie damy rady, szczególnie w tym upale, ma być do 32 stopni. Eee tam, my nie damy? Najpierw pierwsza krótka trasa - Las w zasięgu ręki, później trasa Las. Nic specjalnego, jeden punkt widokowy, z którego w końcu można zobaczyć kawałek odnogi Biebrzy. Kolejny w kolejce miał być Fort IV, ale ponieważ fanami historii jakoś nie jesteśmy, decydujemy się, że zrobimy go później (czyli jak się później okazało - wcale, i też wcale nie żałujemy), jedziemy do miejsca Barwik i idziemy ścieżką przyrodniczą o tej samej nazwie do Gugny, w sumie całe kółko zajmuje 10 km. Pusto, ludzi brak. Zwierzyny też. Idzie się trochę lasem, trochę moczarami, trawy i inne rośliny mają po 2 metry. Gęsto, komary gryzą niemiłosiernie. Ciekawy dziki kawałek jest między dwoma wieżami widokowymi. Chcemy dojrzeć łosie, ale nic z tego. Pochowały się, nikt w taki upał się nie rusza. Od czasu do czasu widać bagna, wielki płaskie zarośnięte tereny. Początkowo patrząc na mapę myślałem, że można przez nie przejść. Dziś stwierdzam, że nawet jak jest lato i jest sucho, to i tak dajmy sobie spokój, bo nigdy nie wiesz, gdzie jest jakaś dziura. A tu na tym pustkowiu nie ma żartów. Ostatnia część wiedzie ulicą, przechodzimy przez malutką wioskę Dobarz, w której naliczyłem 3 domki, w tym jedną restaurację, są też 2 przystanki autobusowe, ale bez rozkładu jazdy. Docieramy do auta, w bagażniku słodkie napoje, owoce i jedziemy do restauracji na żurek. Później kolejna trasa - Grobla Honczarowska. Jakieś 3 km w jedną stronę, praktycznie przez las, nic ciekawego. Spacer urozmaicają zdjęcia przyrody. Co chwila na ziemi skacze żabka, przebiega jaszczurka, a tam na głównej drodze - trakcie carskim, mnóstwo rozjechanych żmij i zaskrońców. Dziki teren, to widać od samego początku. Po nie całej godzinie szybkiego marszu docieramy do Batalionowej Łąki, wieża widokowa, zdjęcia, odpoczynek i z powrotem. Na koniec zostawiamy ostatni "short walk" - Długa Luka, idzie się w głąb bagien kładką, słońce już nisko.
To był dzień, pierwszy na bagnach. Jesteśmy już biebrznięci, gotowi na więcej, choć ani Biebrzy, ani króla bagien - łosia - nie widzieliśmy.